czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 5

Rozdział 5

Po niespokojnej nocy, Hermiona obudziła się już o piątej rano. Zdecydowała, że lepiej wstanie i przygotuje się do wizyty w klinice. Jeżeli teraz weźmie prysznic, to nie narazi swojego humorzastego współlokatora na niecierpliwe czekanie pod drzwiami.

Odkręciła kurki i czekała, aż zacznie lecieć gorąca woda. Miała nadzieję, że ciepła kąpiel rozluźni jej napięte mięśnie, ale nic z tego nie wyszło. Stała pod prysznicem prawie dwadzieścia minut. Zakręciła wreszcie wodę, odsunęła drzwi kabiny z zamiarem sięgnięcia po ręcznik i spojrzała prosto w oczy bardzo zaskoczonego Severusa Snape’a.

Przebiegł oczyma po jej ciele z góry na dół, myśląc, że każdy na jego miejscu by tak zrobił. Po czym odwrócił się i pospiesznie wyszedł.

Hermiona zmartwiała. Nie mogę uwierzyć, że zapomniałam zamknąć te cholerne drzwi. Nie sądziłam, że on wstaje tak wcześnie, ale nadal powinnam była je zamknąć! Szybko skończyła poranną toaletę, ubrała się i wyszła z łazienki. Siedziała w pokoju przez długie pół godziny, usiłując się uspokoić.

***

Severus Snape nigdy nie potrzebował dużo snu, a jako szpieg przyzwyczaił się do jeszcze mniejszej ilości. Potrzebował tylko czterech godzin, aby się wyspać. Wszedł do łazienki z zamiarem wzięcia szybkiego prysznica, żeby dziewczyna nie musiała niecierpliwie czekać pod drzwiami. Chciał zapewnić jej psychiczny komfort podczas całego pobytu w jego lochach.

Jak tylko otworzył drzwi, natychmiast spostrzegł swoją pomyłkę. Przed nim, w całej okazałości, stała naga Hermiona i usiłowała sięgnąć po ręcznik. O Bogowie, odbiło się w jego umyśle na ten widok. Zmierzył ją spojrzeniem, po czym zrozumiał, co właśnie robi i błyskawicznie wyszedł z łazienki, aby się opanować. Merlinie, to będzie długie dziewięć miesięcy!

***

Kiedy wyszła z pokoju zobaczyła przygotowane śniadanie.
- Powinnaś coś zjeść – odezwał się znad talerza. – Nie wiem, ile czasu spędzimy w klinice. Chcą cię dzisiaj przebadać i dać eliksir wywołujący owulację.

- Może zjem jednego tosta, mój żołądek protestuje dziś przeciw większej ilości. Profesorze, przepraszam za poranne zajście, postaram się więcej nie zapomnieć o zamknięciu drzwi – zaczęła ostrożnie, jej policzki poczerwieniały.

Uniósł rękę. – Panno Granger, to zrozumiałe, jeszcze się pani nie przyzwyczaiła – dzięki Merlinowi, że zapomniałaś, kusicielko. – Proszę tylko pamiętać o tym w przyszłości – dodał na wypadek, gdyby zauważyła, że przyglądał jej się dłużej niż wypadało. Jeśli doszłoby do tego ponownie, nie dałbym rady utrzymać samokontroli!

Nie czuła potrzeby by odpowiadać na to stwierdzenie, spokojnie kończyła herbatę. Uniosła głowę dopiero, kiedy powiedział, że muszą już iść. Jesteś w stanie to zrobić, Hermiono. Dasz radę!

***

Przybyli do kliniki z dziesięciominutowym zapasem. Hermiona była zdziwiona, że pielęgniarka od razu się nią zajęła. Widać, że to nie mugolska klinika, tam musielibyśmy czekać jeszcze co najmniej pół godziny, myślała. Kazali jej założyć szpitalną piżamę i skierowali do gabinetu, gdzie miała zostać przebadana. Czekała kilka minut i do pokoju wszedł uzdrowiciel i profesor Snape.

Hermiona o mało nie umarła z zakłopotania, kiedy go zobaczyła. Zastanowiło ją czemu chciał być obecny przy badaniu. Profesor zauważył jej pytające spojrzenie.

- Chcę być obecny przy całym procesie tworzenia mojego dziecka, panno Granger – nadal czuła się nieswojo, ale skinęła głową na znak zgody.

Uzdrowiciel zaczął badanie, głośno komentując swoje kolejne czynności. Po chwili, dość mocno zdenerwowana już dziewczyna, zauważyła dziwny wyraz jego twarzy.

– Panno Granger, pani jest dziewicą, prawda? – zapytał.

Słysząc to, profesor Snape tak gwałtownie obrócił głowę i spojrzał na nią, że zdziwiła się, iż nie skręcił sobie karku.

Hermiona czuła jak się czerwieni i tylko wymruczała pod nosem. – Tak – uzdrowiciel tylko skinął poważnie głową, więc zdecydowała się spytać. – Czy to spowoduje jakieś utrudnienia przy zapłodnieniu?

- Nie – uspokoił ją. – Jeżeli krew menstruacyjna może swobodnie wypływać, to nasienie może spokojnie wpłynąć. Tylko nie spodziewałem się, że dziewica zdecyduje się zostać zastępczą matką – spojrzał spod oka na profesora.

No cóż, doskonale go rozumiała. Nie planowała zostać zastępczą matką, ani teraz ani kiedykolwiek w przyszłości.

Kiedy zakończył badanie wyszedł z gabinetu zostawiając ich w niezręcznej ciszy.
Po chwili, jako pierwszy odezwał się Snape. – Panno Granger, przepraszam. Nie zdawałem sobie sprawy, że nadal jest pani… Dziewicą. To niezwykłe u czarownicy w pani wieku.
Dobry Boże splamiłem niewinną dziewczynę!

- Wybaczy pan, ale koncentrowałam się na moich studiach, a nie na facetach – warknęła. – Gdyby pan wiedział, czy to by coś zmieniło?

Snape myślał na chwilę.

– Nie, nic. Pragnę spadkobiercy i chcę, abyś to ty była zastępczą matką. Nic by się nie zmieniło, gdybym wiedział.

- Świetnie – parsknęła i westchnęła w poczuciu klęski. Znała odpowiedź, zanim zadała pytanie. Było jednak jedno pytanie, na które rozpaczliwie chciała poznać odpowiedź. – Dlaczego to muszę być akurat ja, profesorze? Rozumiem, że docenia pan moją inteligencję i do tego jeszcze ten nieszczęsny dług życia, ale musi być coś jeszcze.
Nieznośna, mała Wiem – To –Wszystko, pomyślał. Nie spodziewał się tego pytania i nie miał na nie gotowej odpowiedzi. I co mam ci powiedzieć? Że cię pragnę i chcę abyś należała do mnie? Wiem, że to niemożliwe i chcę mieć przynajmniej cząstkę ciebie?

Powrót Uzdrowiciela uratował go od konieczności odpowiedzi.
Psiakrew, pomyślała Hermiona.
- A więc, panno Granger – zaczął Uzdrowiciel zauważając napięcie wiszące w powietrzu. – Wszystko wydaje się być w porządku. Cieszy się pani doskonałym zdrowiem. Teraz wypije pani eliksir wywołujący owulację i wróci do domu. Oczekuję pani jutro o ósmej rano, wtedy inseminujemy panią i rzucimy zaklęcie zapładniające. Ono jest gwarancją, że zajdzie pani w ciążę za pierwszym razem. Jakieś pytania?

- Czy to będzie bolało? – chciała wiedzieć.

- Nie, tylko drobne skurcze jak przy miesiączce – wyjaśnił Uzdrowiciel.

- Czy jest coś, czego nie powinnam dzisiaj robić?

- Proszę tylko odpocząć i wszystko będzie w porządku. Nie ma się, o co martwić – odpowiedział zasuszony czarodziej. – Jeszcze jakieś obawy?

- Nie.

- Profesorze Snape? – zwrócił się do Severusa.

- Nie, wierzę, że zadbał pan o wszystko – odpowiedział Snape.

- Dobrze więc, widzimy się jutro rano – z tymi słowami wyszedł z pokoju.
Profesor również przeprosił i wyszedł, zostawiając Hermionę samą, aby mogła się ubrać przed powrotem do Hogwartu.

Wrócili do zamku około 10:30. Hermiona zdecydowała się na drzemkę, jako że w nocy nie mogła spać. Zasnęła jak tylko przyłożyła głowę do poduszki.

***

Severus obudził Hermionę na lunch. Po drzemce czuła się nieco lepiej, ale nadal była zażenowana poranny zdarzeniem. W momencie, kiedy skończyli jeść rozległo się pukanie do drzwi. Snape uśmiechną się szyderczo. Albus nie mógł wytrzymać jednego dnia bez wtrącania się w nie swoje sprawy.

- Wejść – zawołał. Jednak nie był to Albus tylko Lucjusz Malfoy. Severus wstał, aby go przywitać. – Witaj, Lucjuszu. Muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyłeś. Co cię tu sprowadza? – ledwie zdołał ukryć jak bardzo jest zaskoczony.

- Dzień dobry, Severusie, panno Granger. Przyszedłem ogłosić dobrą wiadomość. Draco i Ginewra zdecydowali się na ślub i chciałem powiedzieć ci to osobiście, zanim ogłoszą to w Proroku. Draco powiedział mi też o twoim…projekcie i zastanawiałem się jak wyszło.

Zarówno Draco jak i Lucjusz podejrzewali Severusa o głębsze uczucia do tej dziewczyny, niż to okazywał. Znał go od wielu lat i był przekonany, że Severus nie upierałby się tak przy niej, jeśli czegoś do niej nie czuł. Lucjusz chciał się dowiedzieć, czy dziewczyna odwzajemnia uczucia przyjaciela, jak sądził Draco. Minęło dużo czasu odkąd miał możliwość zrobić coś dla Severusa. Najlepiej, więc zacząć od panny Granger.

- Wszystko jest na dobrej drodze – odpowiedział Severus.

- To wspaniała wiadomość, naprawdę. Zanim zapomnę; Narcyza zaprasza ciebie i oczywiście pannę Granger na obiad w najbliższym czasie. Stwierdziła, że już dawno nie miała… Przyjemności cieszyć się twoim towarzystwem – powiedział z charakterystycznym uśmieszkiem Lucjusz, zerkając na Hermionę, ciekawy jak zareaguje.

Hermiona zajęta była czytaniem, ale na słowa Lucjusza momentalnie poderwała głowę. Jej uwagę przykuł ton blondyna. Czyżby kiedyś było coś miedzy profesorem Snape’em, a Narcyzą? Czyżby to był typ kobiet jakie profesor lubi? Merlinie, jeśli tak, to mogę od razu zrezygnować. Nie jestem w stanie rywalizować z taką kobietą! Ona jest czystej krwi! Po za tym jest cudownie piękna i wiekiem zbliżona do niego. Wiedziała, że o samą Narcyzę nie musi się martwić, ale o inne czarownice takie jak ona.

Severus zastanawiał się w co gra Lucjusz. Prawie zasugerował… Coś – Panna Granger i ja przez najbliższe parę tygodni będziemy zajęci, ale może w późniejszym terminie - odpowiedział grobowym tonem.

- Oczywiście, oczywiście. Jak pani się czuje, panno Granger? Ufam, że Severus dobrze panią traktuje? – spytał Malfoy.

- Tak, oczywiście, panie Malfoy. Czuję się świetnie, dziękuję – odpowiedziała ostrożnie.

- Proszę, mów mi Lucjusz, Czy mogę cię nazywać Hermiona?

- Ja... - dziewczyna nie wiedziała co sądzić o takim miłym i grzecznym Malfoy'u. Niepewnie spojrzała na profesora. Severus obserwował ich zwężonymi oczyma. Odpowiedział zanim zdążyła dokończyć.

- Lucjusz, doceniamy to, że osobiście poinformowałeś nas o szczęśliwym wydarzeniu. Teraz jednak chciałbym cię przeprosić, ale jutro czeka nas ciężki dzień – prawie warknął.

Lucjusz roześmiał się w duchu. Widział to wyraźnie. Ci dwoje zdecydowanie się pragnęli. Iskry przelatujące w pokoju były jaskrawe jak słońce. Ale będzie zabawa! Chciał, aby Severus był szczęśliwy i zrobi wszystko, co w jego mocy by mu to zapewnić. Zawsze wiedział, że Severus był szpiegiem, ale nigdy go nie zdradził. Byli przyjaciółmi, nawet po tym, co razem przeszli. W ostatniej bitwie zrobił to, co musiał. Życzył przyjacielowi szczęścia, ale jeżeli będzie miał przy tym dobrą zabawę, to tym lepiej.

- Wierzę Severusie. I tak już muszę was pożegnać. Narcyza przygotowuje dla nas specjalną kolację i muszę się przygotować – podszedł do Hermiony i z galanterią pocałował jej dłoń, podśmiewając się w duchu ze zwężonych oczu przyjaciela. Tak, będzie zabawnie, jestem pewny!

Wizyta Lucjusza zmieszała Hermionę. Nigdy nie widziała Mistrza Eliksirów z kobietą. Albo mężczyzną, jeśli być dokładnym. Ale dlaczego miałaby? Była tylko jego uczennicą i prywatne sprawy profesora nie były jej sprawą. Zastanawiała się, nie pierwszy raz, jaki typ kobiety pociągał Severusa Snape’a

Zawsze uważała, że mógł być pociągający dla kobiet inteligentnych. Ale do dzisiaj, uczciwie rzecz biorąc, nie zastanawiała się, jakiej kobiecie mógł się wydać atrakcyjny. Nie dlatego, że wszyscy uważali go za brzydkiego, ale głównie z powodu jego charakteru i nastawienia do uczniów. Najwyraźniej się myliła, westchnęła. Po chwili przeprosiła i wyszła wziąć długą kąpiel, pamiętając tym razem o zamknięciu drzwi łazienki.

***

W co, u diabła, bawił się Lucjusz pytając czy może nazywać ją po imieniu? Całując ją w rękę? Zapraszając do Malfoy Manor na obiad? Coś jest nie tak i dowiem się co! Zdenerwowany chodził tam i z powrotem po salonie.

***

Następny poranek nadszedł zbyt szybko, jak na gust Hermiony. Siedziała na łóżku w klinice i usiłowała naciągnąć szpitalną piżamę na kolana. Kiedy wróci do zamku, będzie w ciąży. Będzie nosić dziecko miłości swojego życia, dziecko, które będzie musiała zostawić.

Przestań, Hermiona! Nie rób tego! Jeszcze możesz się rozmyślić!

Tak, jasne. Przecież WIDZIAŁAŚ Narcyzę!

Przestań!


Severus przyglądał się twarzy dziewczyny, kiedy toczyła ten wewnętrzny dialog. – Zawsze możemy spróbować w tradycyjny sposób.

Błyskawicznie uniosła głowę i spojrzała mu w oczy z nieśmiałą nadzieją. Naprawdę tego chciał? Przeszukała wzrokiem jego twarz i kiedy zauważyła lekko uniesione kąciki ust, zarozumiała, że drażnił się z nią próbując rozluźnić jej napięcie. Uśmiechnęła się słabo. Poczuła się odrzucona, nawet jeśli wiedziała, że to żart.

Wreszcie wszedł Uzdrowiciel z pielęgniarką. – Gotowi? – spytał.

- Tak – odpowiedział za nich Severus. Hermiona tylko kiwnęła głową.

Uzdrowiciel wręczył dziewczynie eliksir i uniósł piżamę – Proszę to wypić, panno Granger. To uspokoi pani nerwy. Może się pani czuć po tym eliksirze trochę rozkojarzona, ale minie do wieczora. Dlatego po powrocie do domu proszę się położyć i odpocząć.

Hermiona usiadła i posłusznie wypiła eliksir, zamykając oczy jakby miało to złagodzić gorzki smak lekarstwa. Przełknęła ostatni łyk i opadła z powrotem na poduszki.

Ogarnął ją błogi spokój, ale i tak zesztywniała, kiedy Uzdrowiciel rozpoczął badanie.

Poczuła jak duża, silna dłoń oplata jej własną i usłyszała w uchu jedwabisty szept. – Rozluźnij się, Hermiono.

Wzięła kilka głębokich wdechów i mocno ścisnęła jego dłoń kiedy drugą ręką odgarniał z jej czoła zbłąkany lok.

Następnie poczuła jak Uzdrowiciel przykłada jej różdżkę do brzucha i mruczy zaklęcie.

- Ualeo Uber Consipio – zatoczył różdżką cztery koła nad jej ciałem.

Otworzyła oczy i napotkała spojrzenie czarnych oczu profesora Snape’a. Przez sekundę miała wrażenie... Ale zanim zdążyła sprecyzować te dziwne błyski, puścił jej ręce i wrócił na swoje krzesło.

Kiedy inseminacja została zakończona, Uzdrowiciel wydał Hermionie parę instrukcji.

- Proszę pić dużo soku dyniowego, ponieważ jest bogaty w kwas foliowy. Pomarańczowy również. Przez najbliższy tydzień nie powinna się pani przemęczać i chciałbym zobaczyć się z panią w następną środę, aby stwierdzić czy doszło do zapłodnienia. Wszystko powinno być w porządku, ale wolimy się upewnić – uśmiechnął się do nich. – Jakieś pytania? – kiedy zaprzeczyli, opuścił pokój z profesorem następującym mu na pięty.

Hermiona ubrała się i dołączyła do czekającego na nią w recepcji profesora. Zgodziła się, kiedy zaproponował, żeby zjeść obiad na mieście. Przez parę ostatnich dni niewiele jadła. Zbyt dużo się działo i nerwy odbierały jej apetyt. Była zaskoczona, gdy podczas obiadu usiłował nawiązać normalną rozmowę. Jak tylko wrócili do Hogwartu, wymówiła się zmęczeniem oraz skutkami eliksiru i poszła się położyć.

Stała właśnie przed kominkiem, kiedy w pełni dotarł do niej prosty fakt. Jest w ciąży! Zdusiła uczucie, które mogła określić tylko jako strach, położyła rękę na brzuchu i uśmiechnęła się. Spojrzała na ciągle płaski brzuch i próbowała wyobrazić sobie, jak się zaokrągla wraz z rozwojem dziecka Severusa. Poczuła, jak z jej serca promieniuje ciepło i obejmuje całe ciało. Uczucie szczęścia prawie pozbawiło ją tchu. Zamknęła oczy i rozkoszowała się tą chwilą, zanim otworzyła oczy i ponownie opuściła wzrok na swój brzuch.

- Wiem, że już tam jesteś, moje kochanie. Nieważne co powie ci twój tatuś, pamiętaj, że kocham cię z całego serca i nie chciałam zostawić ani ciebie, ani twojego tatusia. Zdradzę ci sekret, moje dziecko. Kocham też twojego tatusia. Tak bardzo chciałabym, aby mnie pokochał, ale to niemożliwe - do oczu napłynęły jej łzy, nawet nie usiłowała ich powstrzymać, podeszła do łóżka i położyła się. Po chwili już spała.

***

Severus cofnął się spod drzwi pokoju Hermiony. Nie mógł uwierzyć o to co przed chwilą usłyszał. Czy to możliwe? Czyżby mnie kochała? To byłoby dopełnieniem mojego życia. Nie, to musiały być skutki tego uspokajającego eliksiru. Uzdrowiciel uprzedził, że może być po nim rozkojarzona. Nie jest świadoma tego co właśnie powiedziała. Nie ma możliwości, aby mnie kochała. Pogładził palcami podbródek, zastanawiając się jak powinien potraktować jej słowa. To nic trudnego uważnie obserwować jej zachowanie względem niego. Po tylu latach szpiegowania, wiem jak oceniać ludzkie reakcje. Warto się tym zainteresować!

***

Tydzień później znowu tkwiła z profesorem w klinice. Hermiona wcześniej zrobiła test ciążowy i teraz oczekiwali tylko na potwierdzenie od Uzdrowiciela. Zaprosił ich do swojego biura i złożył gratulacje. Zaklęcie zapładniające zadziałało. Severus nie posiadał się z radości i zanim zdążył się zorientować co robi złapał Hermionę i mocno przytulił. Jak tylko się opamiętał wypuścił ją z objęć, odchrząknął zakłopotany i suchym głosem przeprosił za swoje zachowanie.

Te nagłe przytulenie zaskoczyło Hermionę. Zadrżała z przyjemności, nawet jeśli trwała tylko moment. Po powrocie zjedli uroczysty obiad z Albusem i Minerwą, więc dzień zakończył się przyjemnie.

***

Na drugi dzień, oboje otrzymali sowią pocztę. Hermiona od Ginny, a Snape od Dracona. Pytali w nich czy nie zechcieliby być częścią ich ślubnej uroczystości. Hermiona uniosła wzrok znad listu i zerknęła na marszczącego groźnie brwi towarzysza.

- Od Dracona, profesorze? – spytała.

- Tak, prosi mnie, abym został częścią uroczystości ślubnej – westchnął.

- Nie ma pan ochoty?

- Nie jestem osobą, którą cieszą takiego rodzaju rzeczy, panno Granger.

- Dobrze więc, że to nie pana ślub – zażartowała.

- Jeśli miałbym zamiar kiedykolwiek się żenić to nie potrzebowałbym zastępczej matki – warknął. Nie zamierzał się wyżywać na niej, ale trafiła w bolesne miejsce.

- Przepraszam sir – odpowiedziała sztywno. - Nie miałam nic złego na myśli.

- W porządku – westchnął.

- Co to za spis, pan przegląda?

- To tegoroczny program zajęć, muszę wiedzieć jakie składniki mam uzupełnić.

- Jeśli pan pozwoli, to przejrzę program od pierwszego do trzeciego roku i pomogę sporządzić listę składników. Wszystko czego potrzebuję, to skalę jakości potrzebnych ingrediencji.

- Nie chciałbym obciążać pani tym dodatkowym ciężarem.

- Żaden problem, profesorze. Będę szczęśliwa mogąc się na coś przydać. Jestem już do przodu z nauką na studia.

- Dobrze. Z wdzięcznością przyjmę pani pomoc – wręczył jej odpowiednie listy.

Jak dobrze jest usiąść z Hermioną przy kominku, każdy zajęty swoją pracą. Mógłbym się do tego przyzwyczaić. Szczególnie kiedy milczy.

Tylko skrobanie piór po pergaminie przerywało, od czasu do czasu, przyjemną ciszę.

Jak miło siedzieć tutaj z profesorem Snapem. Mogłabym spędzać tak wszystkie moje wieczory, szczególnie z małym dzieckiem pełzającym wokół nas. Jej rozmyślania przerwała duża biała sowa pukająca w okno. W pierwszej chwili myślała, że to Hedwiga, ale zaraz stwierdziła, że to sowa Malfoyów. Snape odebrał list i zanim sowa odfrunęła rzucił jej kawałek sowiego przysmaku.

- Wygląda na to, że zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie zaręczynowe Dracona i panny Weasley. Odbędzie się za dwa tygodnie w Malfoy Manor. Chciałaby pani pójść, panno Granger?

- Och, tak, muszę tam być. Przyjęcie zaręczynowe Ginny, będzie świetnie – rozpromieniła się.

Przewrócił oczami z rozdrażnieniem. – Więc – westchnął ostentacyjnie. – przypuszczam, że pójdziemy.

czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 4

Rozdział 4

Hermiona była w szoku, kiedy wychodziła z lochów. Miała nadzieję, że postąpiła właściwie, ale nie była tego do końca pewna. Severus Snape był trudnym człowiekiem. Zastanawiała się, czy była odpowiednim przeciwnikiem dla mistrza Ślizgonów. Ale dostała szanse, aby uzyskać to, czego chciała i zrobi wszystko co w jej mocy, aby to zdobyć.

Otworzyła małe, boczne drzwi wyjściowe i zaczerpnęła świeżego powietrza. Tęskniła za świeżym powietrzem Szkocji i urokliwymi terenami Hogwartu. Zdecydowała się na mały spacer dookoła zamku. Pierwszą sprawą, którą musiała załatwić to studia. Nie martwiła się, że będzie musiała studiować przez sowią pocztę, ludzie cały czas tak robili. Jako główny kierunek wybrała zaklęcia i zdążyła już rozmawiać z profesorem Flitwickiem o przyjęciu jej na asystenta po zakończeniu studiów, ale nie dał jej jeszcze konkretnej odpowiedzi. Zwykle wybierał na asystenta jednego z Krukonów, teraz pracował z nim Terry Boot. Westchnęła. Może będzie mogła zostać w Hogwarcie z powodu kontraktu.

Ocknęła się z zamyślenia w ogrodzie różanym Hogwartu. To zawsze było jej ulubione miejsce do rozmyślań i nie była zaskoczona, że automatycznie skierowała się w jego stronę. Jak tylko usiadła na jednej z ławek usłyszała znajomy głos.

- Panno Granger, cieszę się, że natknęłam się dzisiaj na panią.

- Profesor McGonagall! Jak się cieszę – uśmiechnęła się Hermiona.

- Wzajemnie. Mam nadzieję, że wszystko w porządku? Ponieważ nie jesteś już moją uczennicą mów mi, proszę, po imieniu.

- Tak, w porządku, dziękuję i proszę nazywać mnie "Hermiona" – zerknęła na byłą nauczycielkę z zastanowieniem. – Przypuszczam, że zastanawiasz się, co tutaj robię?

- Myślę, że właśnie zakończyłaś spotkanie z Severusem. I jaka była twoja decyzja?

Hermiona milczała. Już podpisała kontrakt i nie powinna o tym z nikim rozmawiać.

Minerwa zauważyła jej strapione spojrzenie. – Hermiono, wiem, że Severus szukał zastępczej matki i to ciebie wybrał na matkę swojego dziecka. Wiem też o kontrakcie, więc możesz ze mną rozmawiać na ten temat.

Hermiona odprężyła się; jest ktoś obiektywny, z kim może porozmawiać na ten trudny temat

- Podpisałam kontrakt. Zrobię to.

- Zaskoczyłaś mnie. Muszę to przyznać - i ja, i Albus byliśmy przekonani, że odmówisz.

- Myślisz, że popełniłam błąd?

- To nie moja decyzja, Hermiono. To sprawa pomiędzy tobą i Severusem. Jestem ciekawa, czy pogodziłaś się z warunkami kontraktu.

- Próbowałam renegocjować kontrakt, ale profesor Snape zdecydowanie odmówił. Zdecydowałam się podpisać, ponieważ mam u profesora magiczny dług i mam tylko nadzieję, że z czasem zmieni zdanie – a ściśle mówiąc na mój temat.

- Rozumiem. A co sądzisz o profesorze Snape? – chciała wiedzieć Minerwa.

Dziewczynę ogarnęła lekka panika. Czyżby Minerwa coś podejrzewała? Miała wrażenie, że ma uczucia wypisane na czole. Cóż Minerwa mogła sobie o niej pomyśleć, gdyby się dowiedziała, że kocha profesora Snape? Zmartwiłaby się dużą różnicą wieku? W końcu był od niej starszy o dziewiętnaście lat, ale nie sądziła, aby miało to znaczenie w czarodziejskim świecie. Przecież Albus i Minerwa byli razem. A może martwiła ją jego przeszłość? Nie, niemożliwe - oboje z Albusem bezgranicznie ufali Severusowi. A może uważali, że nie była dość dobra dla niego?

- Co pani ma na myśli, pani profesor? – spytała głucho.

Starsza czarownica westchnęła. Wiedziała, oczywiście, że Severus i Hermiona współpracowali razem nad eliksirem, który przyczynił się do pokonania Voldemorta. Obserwowała ich długie miesiące i widziała jak zaczynają się wzajemnie szanować, choć wątpiła czy któreś z nich się do tego przyzna. Podejrzewała również, że w grę wchodzą poważniejsze uczucia, ale oboje byli zbyt uparci, aby coś z tym zrobić...

Wiedziała, iż Severus uważa, że Hermiona zasługuje na kogoś lepszego niż on. Wierzył też, że nigdy nie odkupi win ze swojej przeszłości i była pewna, że podda się bez walki przez tę jego reputację. No i dochodziła jeszcze różnica wieku, pod tym względem był podobny do Albusa. Też miała problemy z tym argumentem, kiedy zakochała się w Dyrektorze.

Jednak Hermiona była gryfonką. Jeżeli, jak się domyślała, naprawdę kocha Severusa to wiek nie będzie dla niej problemem. Domyślała się też, co powstrzymywało dziewczynę od działania - zachowanie Severusa w stosunku do uczniów. Większość z nich myślała, że Snape ich nienawidził, szczególnie Złotej Trójcy. Wiedziała, co myśli Hermiona - że Severus nigdy nie odwzajemni jej uczuć.

Kochała ich oboje jak własne dzieci. Nie mieli z Albusem własnych z różnych powodów, pewni ludzie byli jej bliżsi niż inni. Między innymi właśnie Severus oraz Hermiona. Chciała, aby byli szczęśliwi.

Chciała, aby Severus miał swojego spadkobiercę, ponieważ wiedziała jak ważne było to dla niego. Wierzyła, że byłby doskonałym ojcem, ale nie chciała, by realizował swoje marzenie kosztem Hermiony. Martwiła się o tę dziewczynę. Hermiona nie powiedziała, czego miały dotyczyć te zmiany, na które ma nadzieję, ale podejrzewała, że dotyczy to uczuć Severusa. Nie była pierwszą młodą kobietą, która myśli, że może zmienić człowieka, a to niedobrze. Musiała znać zasięg uczuć Hermiony do Severusa.

- Chcę się dowiedzieć jakie masz zamiary względem profesora Snape’a.

- Ummm, względem profesora nie mam żadnych zamiarów, chodzi tylko o dziecko – odpowiedziała i spuściła wzrok na swoje dłonie. Nie była w stanie powiedzieć, że kocha profesora Snape’a i niczego bardziej nie pragnie jak zostać z nim na zawsze.

- Rozumiem. Więc jakie masz zamiary odnośnie dziecka? Myślałam, że podpisując kontrakt zrzekłaś się wszelkich praw do niego?

- Tak. Próbowałam renegocjować kontrakt, chcę być obecna w życiu dziecka, ale się nie zgodził. Mam nadzieję, że zmieni zdanie, kiedy będziemy razem mieszkać – a jeśli jakimś cudem mnie pokocha to jeszcze lepiej.

- Myślisz, że będziesz w stanie zmienić nastawienie profesora, Hermiono? Severus był bardzo stanowczy, kiedy rozmawiał na ten temat ze mną i Albusem.

- Muszę spróbować, Minerwo. To dziecko będzie także moje, bez względu, co twierdzi profesor. Użyje mojego jajeczka. Musi być sposób, aby zmienił zdanie.

- W porządku, Hermiono. Jeśli ktoś może go przekonać, to tylko ty – z małą pomocą Albusa i moją, dokończyła w myślach. Poklepała dziewczynę po ręce. – Muszę już iść. Do rozpoczęcia roku szkolnego pozostał tylko miesiąc, mam dość dużo pracy. Jak ten czas leci...

- Dziękuję za rozmowę. Jestem pewna, że wkrótce się zobaczymy, ponieważ wracam do zamku za tydzień. Miłego dnia – pomachała wicedyrektorce na pożegnanie.

Po rozmowie z Minerwą poczuła się odrobinę lepiej. Zdecydowała dowiedzieć się jak najwięcej o zastępczych matkach. Dobrze jest być przygotowanym we wszystkim, co robisz, myślała.

Aportowała się na Grimmauld Place i przebrała w mugolskie dżinsy i sweter przed wycieczką do Londynu. Cieszyła się, że nikogo nie było w domu, nie miała ochoty odpowiadać na pytania właśnie teraz. W małej knajpie zasięgnęła informacji gdzie szukać Agencji Zastępczych Matek. Wsiadła w metro i podjechała w pobliże centrum Londynu. Chciała się dowiedzieć, czego może się spodziewać. Po wyjaśnieniu recepcjoniście, że została poproszona, aby zostać zastępczą matką otrzymała do niego parę informatorów do przeczytania. Znalazła odosobniony kącik i zaczęła czytać.

„Zastępcza matka jest prawną matką dziecka od momentu poczęcia. Zamężna kobieta dzieli to prawo tylko z mężem, ponieważ według prawa on jest ojcem. Kontrakt musi być podpisany przez kobietę, która zostaje zastępczą matką oraz jej męża i osobę/osoby chcące zaadoptować dziecko. To jedyny sposób na przeniesienie praw rodzicielskich.

Prawne procedury mogą się przedłużyć, jeżeli któraś ze stron stawia jakieś warunki. Osoba/osoby muszą złożyć podanie o prawną opiekę przed zapłodnieniem. Lub (jeżeli zostały poczynione przygotowania) w trakcie ciąży i do sześciu pierwszych miesięcy życia dziecka. Żaden prawnie wiążący kontrakt nie może być podpisany po narodzeniu dziecka.
Ponieważ w niektórych przypadkach matka może się rozmyślić.
Nowe prawo stanowi, że obie strony pozostają anonimowe, jednakże, jeśli dziecko pragnie się dowiedzieć, kto jest biologiczną matką to, po uzyskaniu osiemnastu lat, może uzyskać dostęp do tych informacji. Decyzja poinformowania dziecka należy do prawnego opiekuna, chyba, że obie strony ustalą inaczej prawnym porozumieniem.


Jeżeli jesteś zainteresowana, zgłoś się do jednej z naszych klinik. Zastępcza matka, lub dawca spermy, musi mieć co najmniej osiemnaście lat i mieszkać w Zjednoczonym Królestwie.
Jeżeli jesteś zainteresowany wynajęciem zastępczej matki, nie krepuj się i skontaktuj się z nami. Każda matka i dawca spermy przechodzi konieczne badania.”


Było tego dużo więcej, ale Hermiona nie była w stanie więcej czytać. Ledwie mogła uwierzyć w to, co przeczytała przed chwilą. Ślizgoński wąż, ŁAJDAK! Musiał wiedzieć! To dlatego nalegał na podpisanie kontraktu zanim wyszła.

Wiedziała, że kiedy podpisała magiczny kontrakt, straciła wszystkie te prawa i on musiał o tym wiedzieć. Miała ochotę przyłożyć sobie za to, że nie przyszła tu wcześniej. Martwiła się kontraktem, a nie sprawdziła legalności całej sprawy. Najsprytniejsza czarownica jej czasów? Nigdy w życiu nie czuła się głupsza...

Instynkt popychał, aby poszła prosto do Severusa Snape’a i wygarnęła mu, co o tym myśli. Jak śmiał jej to zrobić? Pewnie składa sobie teraz gratulacje, że zrobił z niej idiotkę. ŁAJDAK! Wybiegła z kliniki zabierając katalogi i była już w połowie drogi do metra, kiedy oprzytomniała. Powrót do zamku i kłótnia ze Snape’em nie wyjdzie jej na dobre. Podpisała kontrakt i nie może się wycofać. Severus nawet nie musi zaadoptować dziecka, ponieważ zrzekła się wszelkich praw, zanim opuściła jego gabinet. A dlaczego? Ponieważ go kochała. Pragnęła tego mężczyzny i pozwoliła, aby zawładnęły nią emocje. Dokładnie tak jak teraz.

Jeśli poszłaby do niego w takim nastroju to tylko pogorszyłaby sprawę. Nie miałaby możliwości zmienić jego nastawienia co do jej obecności w życiu dziecka, nie wspominając o zyskaniu jego uczuć. Nie, musi trzymać się planu. Jeżeli chciała pokazać mu się z jak najlepszej strony to nie może wparować do jego biura i wyzwać go od sukinsynów, nieczułych łajdaków, czy rzucić klątwę na jego klejnoty.

Wzięła parę głębokich wdechów i zdecydowała się wrócić na Grimmauld Place - teraz prawdopodobnie nikogo tam nie było. Harry zakończył już swój aurorskie szkolenie i pracował razem z Moodym. Ron redagował w Żonglerze sekcję sportową, a Ginny pracowała w jednym z przedsiębiorstw Malfoy’ów. Wiedziała, że Ginny i Draco wkrótce się pobiorą i dziewczyna nie będzie musiała pracować, jeśli nie będzie chciała. Tak więc, żadne z nich nie wróci przed wieczorem do domu, będzie miała czas aby przemyśleć wszystko jeszcze raz.

Będzie jeszcze musiała iść na uniwersytet i porozmawiać z promotorem o kontynuacji studiów przez sowią pocztę, ale zdecydowała, że załatwi to jutro. Teraz chciała skończyć czytanie katalogów z kliniki i uzyskać wszelkie możliwe informacje. Hermiona Granger nigdy już nie będzie nieprzygotowana. Z ta myślą usiadła na kanapie z piórem oraz pergaminem w ręku i zaczęła czytać.
***

Severus Snape był szczęśliwy. Naprawdę. Hermiona Granger podpisała kontrakt. Utwierdziło go to w przekonaniu, że doprowadzi swój plan do końca. Tym bardziej, że rzadko dostawał to czego pragnął. Pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia.

- Wejść.

Albus Dumbledore wszedł i rozsiadł się na krześle przed biurkiem Severusa. – I jak twoje spotkanie z panną Granger?

Severus rzucił mu uśmieszek. Wiedział, że staruszek pofatyguje się do lochów przed końcem dnia. – Satysfakcjonujące.

- Dla ciebie, czy panny Granger? Lub, że ośmielę się zapytać, dla obojga?

Severus przewrócił oczami. – Dla mnie, Albusie. Tak jak podejrzewałem, panna Granger, podpisała kontrakt – i będę miał ją tutaj przez dziewięć miesięcy. Taa, bardzo satysfakcjonujące.

- Severus – zaczął poważnym tonem Dyrektor. – Mam wątpliwości, czy zbadała wszystkie prawne aspekty tej sprawy, jeżeli tak szybko podpisała. Równie dobrze może teraz się dowiedzieć, że miała prawa do tego dziecka, dopóki nie podpisała kontraktu. Jak planujesz jej to wyjaśnić, jak się dowie?

- Nie muszę niczego wyjaśniać, Albusie. Miała tydzień czasu, aby uzyskać wszystkie informacje. Mogła to sprawdzić, gdyby chciała. To nie moja wina – I dzięki Merlinowi, że tego nie zrobiła.

Albus westchnął. – Nadal będzie się czuła oszukana.

- Nie oszukiwałem jej, tylko nie powiedziałem jej tego, czego równie dobrze mogła sama się dowiedzieć. Miała ten kontrakt przez tydzień. To nie moja sprawa, że nie czuła potrzeby zasięgnięcia informacji przed naszym spotkaniem – warknął.

- Jak bardzo po ślizgońsku, Severusie. Omijanie ważnych szczegółów. Panna Granger z pewnością odkryje prawdę.

- Tak, Albusie, jednak nadal twierdzę, że to nie moja wina, iż nie wykorzystała tego tygodnia – ten staruch nie zniszczy mi jedynego dobrego nastroju, który mam od dłuższego czasu. Nawet otrzymanie Orderu Merlina nie może się z tym równać!

- No, cóż, Severusie, mam nadzieję, że wiesz co robisz. Umówiłem się z Minerwą na lunch.

- Miłego dnia, Albusie, przyjemnego lunchu.

- Zobaczymy się później, mój chłopcze – wyszedł z lochów i zostawił Severusa ze swoimi myślami.

Severus nie czuł się winny wobec Hermiony. Dał jej kontrakt i miała tydzień na zastanowienie. Gdyby była Ślizgonką, pierwsze co by zrobiła to zapoznała się z wszelkimi prawnymi aspektami tej sprawy. Uśmiechnął się szyderczo. Prawdopodobnie tak była zaabsorbowana koniecznością renegocjacji kontraktu, że nie przyszło jej to na myśl.

Prawie się złamał, kiedy siedziała w jego biurze. Wydawało się że naprawdę chce być częścią życia dziecka. Bolało go serce, kiedy musiał odmówić. Nie chciał tego - gdyby mógł, podałby jej świat na złotym talerzu. Ale wiedział też, że ona nie przyjmie tego, co on miał do zaoferowania. Dlaczego miałaby chcieć? Mogła mieć każdego, kogo by chciała.

Był przekonany, że dziewczyna wróci do swojego życia i zapomni o nim. Jednak nigdy nie zapomni o dziecku, jakżeby mogła? Miał nadzieję, że nie wyrządził jej tym szkody, a on będzie miał jej przynajmniej jej cząstkę. A jeżeli złamałeś jej serce swoją odmową? Szybko odepchnął tę myśl. Nie powinien tak myśleć, nic dobrego z tego nie wyniknie.

Zdecydował się dać jej pieniężne wynagrodzenie za urodzenie dziecka. Nie musiał i w kontrakcie nie było o tym mowy, ale chciał jej wynagrodzić wszystkie kłopoty. Wypłaci jej 35 tysięcy galeonów za chłopca i 25 tysięcy za dziewczynkę. Ktoś mógłby go posądzić o dyskryminację, ale chłopak będzie kontynuacją nie tylko linii, ale też nazwiska.

Postanowił dowiedzieć się jak najwięcej na temat przebiegu ciąży. Będzie mieszkał z hormonalnie rozchwianą czarownicą i wolał się dowiedzieć, czego może się spodziewać. Chciał jej zapewnić wszelkie wygody i pełen komfort. Być może wtedy nie będzie chciała odejść. Dobrze. Powinien się przygotować. Z tą myślą opuścił zamek.
***

Po paru godzinnych przemyśleniach, Hermiona była pewna jednej rzeczy. Dobrze, że zapłodnienie odbędzie się w sposób magiczny. W mugolski, musiałaby próbować kilkakrotnie, a tak wystarczy raz. Wyglądało to na skomplikowane. Wysłała sowę do agencji, z którą Severus był umówiony z zapytaniem, o przebieg inseminacji. I dowiedziała się, że wystarczy tylko jeden raz. Dostanie eliksir, który wywoła owulację i następnego dnia zostanie zapłodniona z pomocą magii. Zapewniano też, że nie wystąpi ciąża mnoga, chyba, że na specjalne życzenie.

To oznaczało, że już w przyszłym tygodniu będzie nosić dziecko Severusa Snape’a. Miała mieszane uczucia. Miała wrażenie, że już teraz jej hormony szaleją. Zawsze chciała mieć dziecko, ale myślała, że przejdzie przez nią razem z mężem. Zamiast tego, przejdzie ją z człowiekiem, którego kochała, a który wyrzuci ją ze swojego życia zaraz po urodzeniu dziecka.

Musi być jakiś sposób, aby zmusić go, by spojrzał na wszystko z mojej strony. Co muszę zrobić aby zapewnić sobie miejsce w życiu dziecka? I w życiu Severusa?

Hermiona nie mogła myśleć o niczym innym. Zastanawiała się jaki był prawdziwy powód, że ją wybrał. Oczywiście, miała u niego dług życia i nieprzeciętną inteligencję, pomimo jej głupiego błędu przy tym nieszczęsnym kontrakcie. Ale nie była jedyną mądrą czarownicą w Anglii. Ze wszystkich ludzi; przecież w agencji musiała być przynajmniej jedna odpowiednia? Więc dlaczego ona?

Byłoby łatwiej, gdyby wybrał kogoś nieznanego, mając na względzie takie warunki kontraktu. Jeżeli po narodzeniu dziecka, nie chciał żadnego kontaktu z matką to czy nie powinien był wybrać kogoś, z kim nie ma wspólnych znajomych? A oni zbyt wiele razem przeżyli.

Nie, musiał być jakiś konkretny powód jego decyzji i musi się dowiedzieć, jaki. W pierwszej chwili myślała, że to była kara za lata niechęci, ale szybko odrzuciła ten pomysł. To był zbyt błahy powód. Ma dziewięć miesięcy, aby zrozumieć jego motywy.

Kiedy usłyszała jak otwierają się drzwi, uniosła głowę i zobaczyła Rona, który właśnie wrócił z pracy. Coraz więcej czasu spędzał w domu Harry’ego, stopniowo wyprowadzając się z Nory.

- Cześć – przywitał się. – I jak twoje spotkanie ze Snape’em?

- Dobrze – westchnęła. – Do końca nie wiem jak to się stało, ale się zgodziłam.

- Interesujące.

- Dokładnie – przytaknęła. – Chciałam zmienić parę rzeczy w kontrakcie, ale twardo odmówił.

- Więc, dlaczego to podpisałaś?

- On nie wybaczy długu. Ron, nie wiem co robić! Nie będę miała żadnych praw do tego dziecka, nie pozwoli mi nawet go odwiedzać!

- Na Merlina, więc co cię podkusiło, aby to podpisać?

- Myślę, że będę mogła go przekonać do zmiany zdania. Będę z nim mieszkała przez całą ciążę. Mam dziewięć miesięcy czasu, aby się z nim porozumieć – wyjaśniła.

- Tak było napisane w kontrakcie? Masz z nim mieszkać? – spytał rudzielec.

- Tak – odpowiedziała. – Chce kontrolować moje zdrowie, sposób odżywiania oraz dopilnować, abym się wysypiała.

- Ma rację – Ron zachichotał.

Chwilę później rozmowa zeszła na sport i Lunę, żadne z nich nie zauważyło jak Harry cicho wyślizgnął się z domu tylnymi drzwiami.
***

Severus Snape był właśnie w trakcie dokształcania się na temat ciąży. Zdążył się już dowiedzieć, jak wiele zmian zachodzi w kobiecie podczas każdego z trzech trymestrów ciąży. Był zaskoczony, jak wiele zmian z nich występuje już podczas pierwszego trymestru; zwiększona wrażliwość piersi, zmęczenie, nudności (miał cichą nadzieję, że Hermiona opuści ten symptom) i częste podróże do ubikacji. By wymienić tylko niektóre. Dość sporo tego.

Podczas drugiego trymestru ciąży, kobieta zaczynała być „rozkojarzona” emocjonalnie i zaczynał jej rosnąć brzuch. Severus oczekiwał szczególnie tej części. Chciał obserwować, jak w Hermionie rośnie jego dziecko. Wiedział, że w jego oczach będzie jeszcze piękniejsza. Dojdą także następne niewygody, takie jak na przykład senność.

W trzecim trymestrze powrócą podróże do ubikacji, oraz wraz ze wzrostem dziecka powiększy się brzuch. Z zadowoleniem wyobraził sobie też zmiany zachodzące w Hermionie. Jednak najbardziej jego oczy przykuła wzmianka na temat seksu kobiet w ciąży. Każda czarownica jest inna, ale u większości wzrasta apetyt na seks. To powinno być interesujące, pomyślał z uśmieszkiem.

Myślał nad tym czego się dowiedział, gdy gwałtownie otworzyły się drzwi i do jego biura i wszedł wściekły Harry Potter.

- Potter, czemu zawdzięczam tę przyjemność? – Uśmiechnął się szyderczo. Doskonale wiedział, po co Potter przyszedł.

- Chcę rozmawiać o tym co zrobiłeś Hermionie! – wrzasnął chłopak i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi.

- Nie zrobiłem nic, na co nie wyraziła zgody – teraz mogę pomyśleć o jeszcze paru innych rzeczach na które chcę, aby się zgodziła.

- Przestań mi tu pieprzyć te bzdury o zastępczej matce – zażądał Harry.

- Dlaczego, do cholery? Chcę spadkobiercy i ona doskonale się do tego nadaje. Nie, żebym musiał ci się tłumaczyć.

- Nie obchodzi cię jak się teraz czuje Hermiona? Wychodzi z siebie ze zmartwienia, bo nigdy nie będzie mogła zobaczyć swojego dziecka. Nie mogę pojąć, jak mogła się zgodzić, aby urodzić twoje dziecko!

- Wystarczy, Potter! To moja prywatna sprawa i nie mam zamiaru dyskutować z tobą, ani z nikim innym na ten temat. Sugeruję, abyś natychmiast opuścił moje biuro! – swędziała go ręka, miał ochotę wysłać Pottera do innego wszechświata.

- Jak pan chce profesorze! Ale to nie było moje ostatnie słowo.
Wyszedł i trzasnął na do widzenia drzwiami.

Interesujące, pomyślał Snape. Ciekawe czy wiedziała, że Potter tutaj przyszedł? Nie, z pewnością nie. Zabroniłaby mu. Naprawdę tak ją obchodzi, że będzie musiała zostawić dziecko? Wychodzi z siebie ze zmartwienia, jak twierdził Potter? Musi ją uważnie obserwować i zobaczy co będzie.
***

Minął tydzień i Hermiona znowu znalazła się w lochach profesora Snape’a.

- Ufam, że pozałatwiałaś wszystkie swoje sprawy, łącznie ze studiami? – spytał Snape.

- Tak, profesorze. Umówił nas pan na wizytę? – dłonie dziewczyny były spocone z nerwów. Miała nadzieję, że nie zauważył drżenia jej głosu.

- Tak, wychodzimy jutro punktualnie o ósmej. Proszę, aby była pani gotowa.

Nigdy nie będę gotowa mieć z tobą dziecko w taki sposób. – Tak, sir, będę przygotowana. Czy mogłabym teraz zobaczyć mój pokój? – w tej chwili odczuła cały ciężar tej sytuacji, ostatnią rzeczą jaką by chciała zrobić, to rozpłakać się w obecności profesora Snape’a. To zniszczyłoby jej plany.

- Proszę za mną, panno Granger.

Ruszyła za swoim byłym profesorem do dużej sypialni obok jego pokoju. Stało w nim duże łóżko z baldachimem, przykryte białą narzutą, dość spore mahoniowe biurko i regał pełen książek, w tym księgi na temat zaawansowanych zaklęć. Kiedy przesunęła palcem po grzbiecie jednej z nich i uniosła ze zdziwienia brew, wyjaśnił. - Wiem, że pani głównym kierunkiem studiów są zaklęcia, więc chciałem, aby miała pani coś na ten temat.
Nie odpowiedziała tylko kontynuowała oględziny pokoju. Zauważyła drzwi i domyśliła się, że prowadzą do łazienki.

Musiał czytać w jej myślach. – To są drzwi do łazienki. Niestety łazienkę mamy wspólną, więc proszę, jak będziesz korzystać upewnij się czy oboje drzwi są zamknięte – chyba że pragniesz bym do ciebie dołączył, dodał już w myślach.

- Oczywiście. Dziękuję, profesorze. Teraz chciałabym się zdrzemnąć przed obiadem. Zobaczymy się o szóstej – Hermiona chciała zostać sama, aby poukładać sobie wszystko w myślach i uporządkować uczucia.

- Dobrze, Hermiono. Do zobaczenia o szóstej – wyszedł z pokoju i delikatnie zamknął za sobą drzwi.

Kiedy została, sama objęła się rękami i wyszeptała. – Zaczęło się.

czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 3

Rozdział 3

Z głośnym trzaskiem Hermiona aportowała się przy Grimmauld Place. Otworzyła drzwi i cicho weszła do środka. Niestety nie znaleźli jeszcze sposobu, aby usunąć portret matki Syriusza i w hallu rozległ się ogłuszający wrzask - ZDRAJCY KRWI! BRUDNE SZLAMY, SZLACHETNY I STAROŻYTNY DOM BLACKÓW ZRUJNOWANY! SZLAMOWATE STWORZENIE! KSIĘŻNICZKA SZLAM!
Hermiona tylko westchnęła i poszła poszukać przyjaciół.

- A więc? – spytał Harry. – Co ten dupek chciał od ciebie?

- Profesor Snape, Harry. Kiedy w końcu dorośniesz?

- Nieważne. Więc czego chciał?

- Nigdy nie uwierzycie. Profesor Snape chce mieć spadkobiercę i poprosił mnie, abym została zastępczą matką – siadła ciężko na kanapie.

Draco, który przyszedł do Ginny, popatrzył na nią w zamyśleniu. Już od pewnego czasu wiedział, że jego ojciec chrzestny chce mieć spadkobiercę. Severus rozmawiał na ten temat z nim i jego ojcem. Jednak wtedy stwierdził, że skorzysta z agencji.

Rozumiał, dlaczego Severus wybrał Granger. Może nie była najpiękniejszą czarownicą w królestwie, ale była bardzo inteligentna i miała dużo wspólnego z jego ojcem chrzestnym. Od czasu jak pracowali razem nad eliksirem dla Voldemorta, zaczął podejrzewać, że Severus zaczyna żywić do Granger jakieś uczucia.

Oni nadal się nie lubili, ale dla dobra Ginny, którą oboje kochali, zdecydowali się na zawieszenie broni. Przestał nazywać ją szlamą, a ona jego - fretką.
Wrzask Pottera przerwał jego przemyślenia.

- Co? Chce zrobić ci dziecko? Przespać się z tobą? – na twarzy chłopaka widać było mieszaninę wstrętu i niedowierzania.

Przewróciła oczami i westchnęła. – Nie, zastępcze matki zostają sztucznie zapłodnione - wyjaśniła.

- Ale dlaczego on chce, żebyś to była ty? Dałaś mu do zrozumienia, że jesteś chętna?

- Dlaczego? Ponieważ mam u niego dług życia. Właśnie dlatego! – warknęła. – I chce, abym go w ten sposób spłaciła.

- To ma sens, - wtrąciła się Ginny. – Snape jest ostatni z linii i nie wygląda na to, aby miał jakieś perspektywy małżeństwa.

- Właściwie, mogę zrozumieć jego chęć posiadania spadkobiercy – dodał Ron.
-
CO? - wykrzyknął Harry. – Ron, i ty także się z tym zgadzasz? Myślałem, że akurat ty będziesz najbardziej protestował.

- Spokojnie, Harry – zaczął rudzielec. – Zobacz, Snape, jest czarodziejem czystej krwi i wierzy w stare tradycje. W naszym świecie jest powszechnie przyjęte, że takie rodziny chcą kontynuować linię rodu. Nie ma powodu, aby Snape myślał inaczej.

- To rozumiem – oburzył się Harry. – Ale powinien z tym iść do odpowiedniej agencji.

- Powiedział, że był i to w niejednej – przerwała mu Hermiona. – Ale żadna czarownica nie była odpowiednia.

- I, nie zapominaj, – dodał Draco – że Granger ma u Snape’a Czarodziejski Dług.

Wszystkie oczy zwróciły się na Dracona. Hermiona tak skupiła się na rozmowie z Harrym i Ronem, że zapomniała, iż Malfoy również znajduje się w pokoju.

- No właśnie. Myślałam, że jeżeli ktoś uratuje ci życie, to spłacasz dług w ten sam sposób. Qui pro quo, – westchnęła – ale Snape twierdzi, że jak uratuję jego linię od wygaśnięcia, to będzie to samo.

- Ma rację, Hermiono – odpowiedział Ron. – Po za tym Voldemort – nareszcie mógł wymówić jego imię – nie żyje, śmierciożercy nie istnieją, więc jak wiele szans będziesz miała, aby dosłownie uratować jego życie?

- Ludzie, co z wami? Hermiona nie może tego zrobić! Nie ma mowy!!! – wrzasnął Harry.

- Hermiona – Ginny zignorowała wrzaski przyjaciela. – Jakie stawia warunki? Bo, jestem pewna, że jakieś ma.

- Naturalnie. Dał mi do przeczytania kontrakt, ale nie zdążyłam jeszcze do niego zajrzeć. Przyszłam tutaj prosto ze spotkania z nim.

- Rozważysz jego propozycję? – spytał Ron.

- No cóż, najpierw muszę przeczytać kontrakt, ale ma mnie w garści przez ten dług.

Spojrzała na zamyślonego przyjaciela. Naprawdę dojrzał przez ostatni rok. Wiedziała, że to zasługa Luny. Ludzie mogli na nią wołać Pomyluna, ale naprawdę miała dobry wpływ na Rona.

- O co chodzi, Ron? - spytała.

- Myślę nad sytuacją Snape’a. Jest byłym śmierciożercą i z pewnością do końca życia będzie pracował w Hogwarcie. Jestem pewny, że ma wystarczającą ilość pieniędzy, aby nie musiał pracować, ale ktoś taki jak Snape nie byłby szczęśliwy siedząc bezczynnie. Mam na myśli jego szpiegowską działalność przez długie lata. Po za tym, kto by go zatrudnił, jeśli opuściłby Hogwart? Knot i Prorok postarali się o to, aby nie miał takiej możliwości. Jeśli by się ożenił, to ile kobiet byłoby zadowolone z życia przez dziewięć miesięcy w roku w Hogwarcie? Nawet jeśli opuszcza zamek w czasie wakacji – z chichotem wskazał na nią, zanim dodał. – Z wyjątkiem ciebie, Hermiono.

- On ma rację, wiesz? – przytaknął Draco. – No i ten twój dług, Granger.

- Zamknij się Malfoy – wtrącił się Harry. – I przestań ją namawiać. Kogo obchodzi przeklęty Snape i jego sytuacja? Sam jest sobie winny!

- Doprawdy, Harry? – spytała zimnym tonem Hermiona.

Po jej pytaniu zapadła cisza. Po chwili, Ginny zapytała dziewczynę, czy mogłaby porozmawiać z nią sam na sam. Zadowolone, że mogą uciec od napiętej atmosfery w salonie, przyjaciółki weszły do pokoju Hermiony. Od czasu kiedy jej rodzice zostali zamordowani, podczas wakacji i przerw świątecznych mieszkała na Grimmauld Place, lub w Norze.

- Co o tym myślisz, Ginny? – Hermiona usiadła na łóżku.

Młodsza czarownica usiadła obok przyjaciółki i spojrzała jej w oczy. – Zastanawiam się tylko czy kochasz profesora Snape’a. Jeżeli tak, to masz problem.

- Co masz na myśli? Nie kocham i nigdy nie kochałam profesora Snape’a – prawie się skuliła słysząc panikę w swoim głosie.

Ginny westchnęła – Hermiona, pamiętaj, z kim rozmawiasz! Znam cię lepiej niż Ron i Harry.

- Dlaczego myślisz, że kocham profesora Snape’a?

- Nazwij to kobiecą intuicją, ale wiem, że go kochasz.

Hermiona odetchnęła głęboko. – Tak, zależy mi na nim. To nie jest coś, co możesz kontrolować, wiesz?

- Wiem. Wystarczy popatrzeć na mnie i Dracona.

- I co ja mam teraz zrobić?

- Na początek przeczytaj kontrakt. To powinno dać ci jakiś punkt zaczepienia.

- Uważasz, że powinnam się zgodzić, prawda?

- Uważam, że Snape zasługuje na spadkobiercę tak samo jak każdy inny i wiem również o twoim długu. Musisz to przemyśleć, ale nie pozwól, aby uczucia przesłoniły ci zdrowy rozsądek. Jestem pewna, że to jest magiczny kontrakt i jeżeli go podpiszesz, a potem zerwiesz to poniesiesz magiczne konsekwencje. – Ginny postawiła sprawę uczciwie.

- Wiem, ja tylko… Jeszcze nie potrafię ogarnąć tej sytuacji.

- Ile masz czasu na podjęcie decyzji?

- Tydzień.

- Więc, lepiej zacznij myśleć – uśmiechnąła się ruda.

- Jasne, Dzięki, Ginny – Hermiona odwzajemniła uśmiech.

- Zawsze do usług – dziewczyna wyszła z pokoju i cicho zamknęła za sobą drzwi.

Hermiona wyjęła pergamin i zabrała się do czytania. Na początku kontrakt stwierdzał, że będzie musiała mieszkać z profesorem podczas ciąży. To niemożliwe, pomyślała. Został mi jeszcze jeden rok studiów. Życie ze Snape’em jej nie przerażało, ale czułaby się niezręcznie - to nie była komfortowa sytuacja. W innych okolicznościach z przyjemnością, ale do tego nigdy nie dojdzie. Wiedziała, co myślał o niej profesor. Dawał jej to odczuć nazywając małą, głupią dziewczynką albo gryfońską Wiem – To – Wszystko, nie wspominając o jego pogardliwych spojrzeniach. No i te komentarze na temat jej zębów. Uważał, że jest brzydka.

Musiała sobie przypomnieć, że kiedyś był zwolennikiem Voldemorta. Fakt, zmienił strony, ale poplecznicy Czarnego Pana byli zwolennikami czystości krwi, ergo, Snape w to wierzy. Jaki jeszcze mógł mieć powód, by dołączyć do śmierciożerców? Nie mogła sobie wyobrazić profesora Snape, kochającego szlamę.

Drugim punktem w kontrakcie była klauzula poufności. Dobrze, że nie zdążyłam tego podpisać! Pomyślała, kiedy przeczytała dalszą część klauzuli. Serce jej zamarło. Jeśli się zgodzi, to dziecko, które urodzi nigdy nie dowie się, kto jest jego matką. Nie przeżyłaby tego! To byłoby zbyt wiele, mieć dziecko z profesorem Snapem i nie móc z nim żyć. Jakby jej sny zmieniły się w najgorszy koszmar.

Nie miałaby żadnych praw! Snape mógłby robić co zechce, a ona nie miałaby na to żadnego wpływu. Nie, żeby sądziła, że skrzywdzi dziecko, ale nie w tym rzecz. Nie istniałaby dla własnego dziecka! Jednej rzeczy była pewna - nawet jeśli rozważy jego propozycję, to będą musieli renegocjować kontrakt!
***

- Nie mogę uwierzyć, że ten przerośnięty nietoperz chce w ten sposób wykorzystać Hermionę! – denerwował się Harry.

- On jej nie wykorzystuje, Potter. Odbiera tylko dług – sarknął Draco.

- To twoje zdanie, Malfoy. Może spłacić ten dług w inny sposób. On chce zbyt wiele.

- To jej sprawa Harry. Cokolwiek zdecyduje musimy ją wspierać – stwierdziła spokojnie Ginny. Harry był w mniejszości.

- Zapomniałaś Ginny, że to jest Snape?

- Harry, Snape nie jest twoim wrogiem i nigdy nie był. Przestań się zachowywać jak Voldemort – syknął Draco. Tracił cierpliwość, nie tylko z powodu nastawienia Pottera do jego ojca chrzestnego, ale też z powodu warczenia na Ginny.

- Nie zapomniałam – westchnęła przyszła pani Malfoy. – Ale to nie twoja, ani nie moja sprawa. To życie Hermiony i ona zdecyduje, co ma zrobić.

- Czyli tylko ja uważam, że to najgorszy pomysł jaki kiedykolwiek usłyszałem?

- Najwyraźniej – blondyn uśmiechnął się szyderczo.

- Nie wiem, czy to dobry czy zły pomysł – odezwał się Ron. – Ale myślę, że Hermiona zrobi co będzie chciała, obojętnie czy nam się to spodoba czy nie. To jej decyzja, Harry. Ona będzie musiała z tym żyć. Potrzebuje naszego poparcia, nieważne, jaką decyzję podejmie.

- On ma rację, Potter.

Harry już nic nie mówił, ale poprzysiągł sobie, że powstrzyma dziewczynę, nawet jeśli to będzie ostatnia rzecz jaką zrobi w życiu.
***

Snape natknął się na Dumbledore’a na korytarzu przed jego gabinetem.

- Dyrektorze, zastanawiałem się czy razem z Minerwą nie wypilibyście u mnie herbaty?

- Oczywiście, Severusie – odpowiedział Albus. – Jest jakiś szczególny powód tego zaproszenia?

- Tak, ale wolałbym przedyskutować go z wami w moim kwaterach.


- Dobrze. Zaraz do ciebie przyjdziemy – Dyrektor odwrócił się z zawirowaniem swoich purpurowych szat. Snape wrócił do swoich komnat i zamówił u skrzatów herbatę. Piętnaście minut później otwierał drzwi Albusowi i Minerwie.

- Witaj, Severus.

- Albus, Minerwo, siadajcie, proszę - zaprosił ich do salonu.

- Chciałeś z nami rozmawiać? – zagaił Dumbledore i włożył do ust dropsa.

- Tak, ponieważ ta sprawa pośrednio was dotyczy.

- To znaczy, że znalazłeś zastępczą matkę?

- Tak, znalazłem.

- Doskonale! Już tak dawno nie mieliśmy małego dziecka w zamku! – niebieskie oczy dyrektora zamigotały.

Minerwa zauważyła poważny wzrok Severus i spytała. – Kto to jest? Znamy ją?

- Tak. To Hermiona Granger.

Albus zakrztusił się swoim dropsem. - Panna Granger? Zgodziła się?

- Jeszcze nie, ale się zgodzi. Ma u mnie czarodziejski dług.

- Może, ale nie mogę uwierzyć, że zrobi to z chęcią. Widziała kontrakt? – chciała wiedzieć Minerwa.

- Dałem jej dziś rano. Zabrała ze sobą i ma wrócić za tydzień z odpowiedzią.

- Nie rób sobie nadziei, mój chłopcze. Nie mogę sobie wyobrazić panny Granger, zgadzającej się na te warunki – Dyrektor popatrzył na niego poważnym wzrokiem, tak rzadkim u niego.

- Och, zgodzi się. Nie mam wątpliwości.
McGonagall westchnęła. – Ale dlaczego panna Granger, Severusie?

- Ponieważ, Minerwo, chcę najlepszej, a ona jest najlepsza.

- Czy w ogóle poszedłeś to tej agencji, którą ci poleciłam?

- Tak. Oferują tam same idiotki! Nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze utrzymują się na rynku.

- Czy ty aby nie masz zbyt wysokich wymagań?

- Mówimy o moim spadkobiercy, Minerwo! O moim dziecku! Oczywiście, że mam ogromne wymagania – warknął.

Mówił prawdę. Naprawdę chciał najlepszej i się czepiał. Ale nie zdradził im powodu, dla którego był tak czepliwy. Pragnął Hermiony, nie tylko jako zastępczej matki. Jeżeli postawi na swoim, to ożeni się z nią. Będą mogli być prawdziwą rodziną.

Duma Severusa nie pozwalała mu nawet zaprosić ją na kolację. Wiedział, że zostanie odrzucony, a wystarczająco dużo razy został w życiu upokorzony, by samemu wystawiać się na pośmiewisko. Wiedział, co o nim myślała; to, co wszyscy. Otłuszczony dupek czy przerośnięty nietoperz z lochów. Jeżeli nie mógł mieć kobiety, której pragnął to przynajmniej będzie miał jej cząstkę. To najlepsze, co mógł zrobić.

- A więc – głos Albus wdarł się w jego myśli. – Mam nadzieje, że się nie rozczarujesz. Hermiona jest bardzo upartą czarownicą.

- Tak, ale jest też honorowa. Spłaci dług, nie mam co do tego wątpliwości.
Albus zachichotał w duchu na te słowa. Znał uczucia Severusa do dziewczyny, nawet jeśli on sam nie chciał się do nich przyznać. Miał tylko nadzieję, że żadne z nich na tym nie ucierpi.

***

Następny poniedziałek nadszedł zbyt szybko jak dla Hermiony. Wzięła prysznic, ubrała się i zeszła na śniadanie. Niestety, ze zdenerwowania nie była w stanie zjeść nic więcej niż suchego tosta. Ledwo zdążyła go nadgryźć gdy do kuchni wszedł Harry.

- I co zdecydowałaś? – spytał.

- Szczerze mówiąc, jeszcze nie wiem. Muszę renegocjować parę rzeczy zawartych w kontrakcie – czyli wszystko, dodała w duchu.

- Hermiona, nie możesz tego zrobić!

- Przestań, Harry! To moja decyzja!

- Ale wiesz, co sądzę o Snapie!

- Tak, wiem. Ale to nie dotyczy ciebie. Przestań wreszcie! – wyszła z kuchni trzaskając drzwiami.

***

Snape siedział przy biurku, starając się zachować spokój przed nadchodzącym spotkaniem. Dokładnie o dziewiątej Hermiona zapukała do drzwi.

- Wejdź.

- Dzień dobry, profesorze.

- Panno Granger. Herbaty?

- Nie, dziękuję – jej żołądek skręcał się z nerwów i bała się, że zwymiotuje.

- W takim razie, dobrze. Przyjmuję, że przeczytałaś kontrakt?

- Tak, i przepraszam, ale zanim go przeczytałam, zdążyłam rozmawiać na ten temat z moimi przyjaciółmi. Przy tej rozmowie obecny był także Draco Malfoy.

Rzucił jej swój firmowy uśmieszek - wiedział, że jej przyjaciele się dowiedzą, bez względu na warunki w kontrakcie. – I jaka jest pani decyzja? – spytał otwarcie.

- Po drugie, chciałabym renegocjować kontrakt.

-Nie. Absolutnie wykluczone. Kontrakt nie podlega negocjacji.

- Ależ, panie profesorze, jak pan sobie wyobraża wspólne życie? – chociaż to jest to czego pragnę najbardziej. – Został mi jeszcze rok studiów. Muszę je skończyć.

- Może je pani skończyć poprzez sowią pocztę. A poza tym jestem profesorem i zawsze mogę służyć pomocą, chociaż wątpię, aby kiedykolwiek jej pani potrzebowała.

Westchnęła. – Ale dlaczego chce pan abym tutaj mieszkała? – to będzie czyste piekło, mieć cię tak blisko i nie móc cię dotknąć.

- Dla pani zdrowia, oczywiście. Zapomina pani, że widziałem w jakim stresie przystępuje pani zwykle do egzaminów. Zaniedbuje pani wtedy siebie i swoje zdrowie. Nie dopuszczę aby opuszczała pani posiłki i niedosypiała, a tym samym zagroziła dziecku. Po za tym chcę sam przygotowywać eliksiry potrzebne w czasie ciąży, no i na miejscu jest pani Pomfrey - chcę cię widzieć we wszystkich stadiach ciąży, jak rośnie w tobie moje dziecko. Będą to dla mnie najcenniejsze chwile, ponieważ wiem, że nie będą trwały wiecznie.

No dobrze, miał rację. Zdecydowała się poruszyć kolejny problem.

- Punkt trzeci. Moje dziecko nie będzie wiedzieć kto jest jego matką.

- Panno Granger. Dziecko będzie wyłącznie moje – nie będę w stanie znieść twojej obecności w życiu mojego dziecka i moim wiedząc, że mnie nienawidzisz i nigdy nie będziesz należeć do mnie.

- To nie będzie wyłącznie pana dziecko! Przecież skorzysta pan z MOJEGO jajeczka!

- Panno Granger, zastępcze matki na całym świecie tak właśnie robią, nie mają kontaktu z dziećmi.

- Być może, profesorze, ale te kobiety robią to z własnej woli, a ja jestem zmuszona – zmuszona aby zostawić coś co stworzyliśmy razem. Moje serce krwawi na samą myśl.

- Pani nie jest zmuszona, po prostu spłaca dług – to najlepsze wytłumaczenie. Nie chcę myśleć, że cię zmuszam.

- Oczekuje pan, abym podarowała panu moje jajeczko, została ludzkim inkubatorem, urodziła dla pana dziecko i spokojnie poszła swoją drogą? – łzy napłynęły jej do oczu.

- Tak – nie rozumiesz, Hermiono, że będąc blisko odbierzesz mi to co zostało z moich uczuć? Godność i duma to wszystko co mi pozostało po wypowiedziach Knota i artykułach w Proroku. Nie mogę ich stracić nawet dla ciebie.

- Nie sądzę, abym była w stanie to zrobić, profesorze.

- Zrobi to pani, panno Granger, co więcej dokładnie tak jak sobie życzę. Ma pani u mnie dług. To dzięki mnie może się pani cieszyć życiem i mieć dzieci. Jednakże, nie będę zaprzeczał, że jest pani prawdopodobnie moją ostatnią nadzieją – niezupełnie tak, pomyślał, ale jeżeli mam możliwość posiadania choćby jej cząstki, wykorzystam to.

Prawdopodobnie nie potrafiłby tego zrozumieć, myślała. Kochała Severusa i pokochałaby ich dziecko, to pewne. Jak może oczekiwać że ona odejdzie? Musi go przekonać.

- Panno Granger, jeśli jest pani komuś coś winna, to płaci mu pani na jego zasadach, a nie na swoich. Nie zmienię zdania – nie mogę, dla własnego spokoju. Nie rozumiesz? To musisz być ty. – Więc, jaka jest pani odpowiedź?

- Kto będzie się zajmował dzieckiem, kiedy pan będzie w pracy? Ma pan zamiar pozostać w Hogwarcie? Gdzie spędza pan wakacje? – Hermiona rozpaczliwie usiłowała wydobyć z niego plany na przyszłość. Chciała zostać częścią jego przyszłości.

- Panno Granger! To już nie pani sprawa. Pani tylko donosi i urodzi dziecko, a potem odejdzie. Nie będzie miała pani żadnego kontaktu ze mną, czy z moim dzieckiem. To nie powinno stanowić dla pani problemu, zniknęła pani na trzy lata i nie starała się ze mną skontaktować.

Hermiona gapiła się na niego bez słowa, To zabrzmiało jakby go to obchodziło, ale nie sądziła aby to była prawda. Nienawidził jej... Prawda?

- Tak, ale wtedy nie miał pan mojego dziecka!

- Ma pani rację, ale później również nie będę miał pani dziecka. To będzie moje dziecko! Chcę usłyszeć pani odpowiedź. Męczy mnie ta rozmowa – muszę to zakończyć; tracę kontrolę.

- Przypuszczam, że nie mam wyboru, prawda? Nie wybaczy pan długu?

- Nie. Mój spadkobierca jest dla mnie zbyt ważny.

- A więc, podpiszę ten kontrakt – wzięła zaoferowane pióro i usiłując powstrzymać łzy, podpisała.

Kiedy pisała swoje nazwisko u dołu pergaminu, jej ból zelżał. Zrozumiała, że ma dziewięć miesięcy, by przekonać go do zmiany zdania. Nie odejdę po urodzeniu dziecka. Chociaż mogę się rozmyślić, biorąc pod uwagę, że będę żyła z nim. Muszę zacząć myśleć jak Ślizgon. To powinno być łatwe, skoro będę się uczyć od mistrza.

Snape nie wiedział, że wstrzymał oddech. Hermiona podpisała kontrakt! Był szczęśliwy jak nigdy w życiu. Będzie miał spadkobiercę z kobietą której pragnął. Jeżeli nie może mieć wszystkiego, to zadowoli się częścią.

- Panno Granger, ma pani tydzień, aby pozałatwiać swoje sprawy i wyjaśnić wszystko na uniwersytecie. Pani pokój będzie przygotowany na pani przyjazd. Umówię nas w klinice. Do zobaczenia za tydzień.

- Miłego dnia, profesorze.
Kiedy wychodziła z lochów nękała ją jedna myśl - Merlinie! Co ja zrobiłam.

czwartek, 7 marca 2013

Rozdział 2

Rozdział 2

Hermiona obrzuciła wzrokiem świętujących ludzi i uśmiechnęła się. Dawno nie czuła się tak zadowolona. Była na drugim roku studiów, kiedy śmierciożercy zaatakowali dom jej rodziców. Zamordowali oboje, a potem spalili dom z Krzywołapem w środku. Wiedziała, że miało to na celu powstrzymanie jej od pracy dla zakonu. Prawie im się udało.
Prawie.
Wpadła w depresję na całe trzy miesiące. Pogarszały się jej stopnie, stała się apatyczna i powoli odsuwała się od najbliższych przyjaciół.

Właśnie wtedy, w jeden z weekendów, w domu na Grimmauld Place spotkała Mistrza Eliksirów. Siedziała właśnie w bibliotece i użalała się nad sobą, kiedy wszedł i zamiast ją pocieszyć warknął – Panno Granger! Co pani tu robi? Za pięć minut mamy zebranie Zakonu i oczekuję pani obecności!

- A jaki w tym sens? To nie ma znaczenia! Straciłam wszystko – odparła ze znudzeniem.

- Słucham? Wszystko, panno Granger? A kim są ci wszyscy ludzie, którzy troszczą się o panią? A co z Potterem, Weasley’em, Albusem i Minerwą? Nic dla pani nie znaczą? Jeżeli tak, to niech się pani dalej nad sobą użala. Miałem tylko nadzieję, że pomoże nam pani zniszczyć Czarnego Pana, zanim straci pani kolejnych kochających panią ludzi. Najwyraźniej się myliłem – powiedział szyderczo i z zawirowaniem szat wyszedł z pokoju.

Słowa profesora Snape odniosły zamierzony skutek. Pięć minut później siedziała na zebraniu. Podczas tego spotkania, Dumbledore, poprosił ją, aby współpracowała z profesorem Snape i pomogła znaleźć eliksir, który mógł zniszczyć Voldemorta. Zgodziła się. Hermiona wiedziała, że tym razem odniosą sukces. Rozpaczliwie chciała znaleźć sposób na ostateczne rozprawienie się z Voldemortem. Nie tylko dla własnego spokoju, ale też dlatego, że zrozumiała jedną rzecz; profesor Snape miał rację. Byli inni, których kochała i nie mogła znieść myśli, że mogłaby jeszcze kogoś stracić

Osiem miesięcy zajęło im przygotowanie eliksiru. Miał zneutralizować jad węża, który Voldemort mieszał z mlekiem Nagini. To utrzymywało go przy życiu. Najwyraźniej, mimo, iż miał nowe ciało, potrzebował tej mieszanki, aby utrzymać w nim swoją duszę.
Podczas tych ośmiu miesięcy Hermiona i Snape, mieli czas, aby poznać się z całkiem innej strony.

Severus zauważył rzeczy, z których nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy. Zawsze wiedział, że była inteligentną wiedźmą, ale miał na myśli książkową inteligencję. Wydawała się chodzącym podręcznikiem. Teraz przekonał się, jak bardzo się mylił. Hermiona posiadała bystry umysł i umiała z niego korzystać. Była bardzo błyskotliwą czarownicą oraz piękną młodą kobietą i ze zdumieniem stwierdził, że zaczął ją doceniać i szanować.

Kilka razy musiał sobie przypominać, że to jego była uczennica, szczególnie wtedy, kiedy zaczynał mieć bardzo… nie profesorskie myśli. Następowało to stopniowo i kiedy sprecyzował sobie to dziwne uczucie, miał wrażenie jakby dostał w twarz tłuczkiem. Wiedział, że nic w tej sprawie nie zrobi. Był pewny, że ona nigdy się nim nie zainteresuje, a ujawnienie tego spowoduje niezręczną sytuację.

Jeżeli się nie dowie o jego uczuciach, to będą mogli utrzymać przyjacielskie stosunki. Co więcej, zasługiwała na kogoś lepszego niż on. Męczył się długie miesiące. Wytrzymał tylko dlatego, że codziennie powtarzał sobie, że tak będzie najlepiej.

U Hermiony z kolei, współpraca z profesorem Snape dolała tylko oliwy do ognia. Pociągał ją od siódmego roku. Był szpiegiem i widziała, jak dzień o dniu ryzykuje życiem, cierpiąc w milczeniu. Jej serce wyrywało się do niego. Z czasem uczucia przybrały na sile. Podczas pracy nad eliksirem, poznała Severusa jako człowieka, a nie tylko jako nauczyciela. Miał marzenia, nadzieje i wątpliwości jak każdy człowiek. Zastanawiała się czy kiedykolwiek marzył o jakiejś kobiecie, a jeżeli tak to, jaka była? Takie myśli ją wykańczały, ponieważ wiedziała, że nigdy nie zauważy jej jako kobiety. Zawsze zostanie dla niego głupią małą dziewczynką, gryfońską Wiem –To –Wszystko i to się nigdy nie zmieni. Tak, musiała tylko zachować spokój i milczenie, nie robić sobie żadnych nadziei. Każdego dnia powtarzała sobie, że tak będzie najlepiej.

W miesiąc po skończeniu eliksiru, Severus dowiedział się, że Voldemort zamierza uderzyć na Hogwart. Harry ukończył szkołę trzy lata wcześniej, ale Czarny Pan zamierzał zniszczyć wszystkich, którzy kochali i ochraniali chłopca. Miał nadzieję, że wtedy Potter się załamie. Jednakże, dzięki profesorowi Snape’owi i wysiłkom Dracona, członkowie Zakonu byli przygotowani na atak. Draco wykorzystał okazję i dolał do mleka Nagini trujący eliksir. Do czasu nadejścia ostatniej bitwy Czarny Pan zaczął odczuwać skutki trucizny, ale było już za późno. Harry był w stanie go pokonać.

Dzisiejszego wieczoru, kiedy słuchała nudnych przemówień, jej myśli wróciły do ostatniej bitwy. Pamiętała próbę Dołohova i silne ręce, które przyciągnęły ją do twardego torsu, dzięki czemu Avada minęła ją o centymetry. Spojrzała w błyszczące oczy Severusa Snape’a i podziękowała. Nie miała pojęcia co ją podkusiło do wypowiedzenia następnych słów, ale kiedy czuła na sobie spojrzenie atramentowo czarnych oczu nie mogła się powstrzymać. I, teraz miała u profesora dług życia.

Po chwili wszystko się uspokoiło, Hermiona oprzytomniała i cofnęła się. Tak, nie ma to jak zrobić z siebie idiotkę, zachowując się jak zakochana nastolatka w samym środku bitwy. Odwróciła głowę, w samą porę, aby zobaczyć jak Luciusz Malfoy zabija Dołohova. Jak tylko Dołohov upadł, Luciusz mrugnął do niej i wznowił walkę z innymi śmierciożercami. Wiedziała, że Malfoy w ostatniej chwili zmienił strony, aby uniknąć Azkabanu. Walczył po ich stronie dla Orderu Merlina, co prawda tylko trzeciej klasy, ale zawsze.

Hermiona przyglądała się jak Harry podchodzi do Draco i Ginny i roześmiała się widząc, jak gestem posiadacza blondyn przyciąga dziewczynę do siebie. Ani Harry, ani Ginny nie byli sobą zainteresowani, ale chłopak nie umiał odmówić sobie przyjemności drażnienia dawnego wroga. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy Harry pocałował Ginny w rękę. Tak, pewne rzeczy się nie zmieniają. Co prawda na siódmym roku był taki czas, że Hermiona i Ron oraz Ginny i Harry byli razem. Jednakże podczas jednego z pobytów w Norze okazało się że między nimi nie ma żadnego przyciągania. Namiętny pocałunek przyprawił ich o wybuch śmiechu. Później okazało się, że u drugiej pary było tak samo. Bezboleśnie przeszli przez ten krótki wybuch romantyzmu a ich przyjaźń tylko się wzmocniła.

Uroczystości nareszcie dobiegły końca. Hermiona nigdy jeszcze nie była tak wdzięczna z tego powodu. Odwróciła się, aby znaleźć Ginny, kiedy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.
Obróciła głowę i kiedy zobaczyła profesora Snape’a, uśmiechnęła się – Dobry wieczór, profesorze.

- Panno Granger, zastanawiałem się czy mógłbym zamienić z panią dwa słowa? – spytał.

- Oczywiście, sir. Co mogę dla pana zrobić? – spytała z ciekawością.

- Czy mogłaby pani, odwiedzić mnie w moim biurze w poniedziałek rano? Powiedzmy o dziewiątej?

- Tak, nie ma problemu.

- Bardzo dobrze, życzę pani miłego wieczoru.

- Dziękuję, profesorze – kiedy odszedł, Hermiona zaczęła się zastanawiać czego mógł od niej chcieć.

***

W poniedziałek, dokładnie o dziewiątej rano, Snape usłyszał pukanie do drzwi i uśmiechnął się z afektacją. Jak zawsze punktualna.

- Wejść

- Dzień dobry , profesorze, jak się pan miewa? – usiadła

- Dobrze, panno Granger, dziękuję. Napije się pani herbaty?

To ją zaskoczyło. Uprzejmy i częstujący ją herbatą Snape. Kiedy razem pracowali, zachowywał się poprawnie, ale teraz był na dodatek uprzedzająco grzeczny.

- Z przyjemnością, dziękuję – sięgnęła po oferowaną filiżankę z gorącym napojem.

- Przejdę od razu do rzeczy, panno Granger. Domyślam się, że zastanawiała się pani, co było powodem mojego zaproszenia – stwierdził, chociaż brzmiało to bardziej jak pytanie.

- Tak, muszę przyznać, że tak.

- Pozwoli pani, że wyjaśnię sytuację, proszę się skupić. ... Pragnę spadkobiercy.

Zapadła cisza. Hermiona patrzyła na profesora ponurym wzrokiem i zastanawiała się co u diabła ma odpowiedzieć.

- Słyszała pani, panno Granger?

- Tak, profesorze. Zastanawiam się tylko co to, ze wszystkich ludzi, ma wspólnego ze mną.

- Proszę pozwolić mi wyjaśnić. Chcę, aby była pani nosicielką mojego dziecka – bardzo uważał, żeby nie powiedzieć matką, ponieważ nie zamierzał prosić, aby wychowywała to dziecko razem z nim. Był na to zbyt dumny. Za bardzo pragnął tej kobiety i wiedział, że musi się pilnować.

- Przepraszam? Chyba nie rozumiem. Chce pan mieć ze mną dziecko? – serce dziewczyny podskoczyło z nadzieją

- Nie, panno Granger. Chcę, aby nosiła i urodziła pani mojego spadkobiercę – wyjaśnił

Serce Hermiony zamarło, zabolało ją to stanowcze odrzucenie. Trochę zbyt gwałtownie odstawiła filiżankę i splotła razem drżące dłonie.

- Wybaczy pan, profesorze, ale odpowiedź brzmi, nie. Nie jest możliwe, abym teraz mogła urodzić dziecko, obojętnie, pana, czy kogokolwiek innego. Został mi jeszcze rok studiów i na tym zamierzam się skupić. – rozpaczliwie usiłowała utrzymać spokój i ocalić dumę.

- Będzie pani mogła, panno Granger i co więcej, zrobi to pani. Wygląda na to, że zapomniała pani o tym, że ma u mnie dług życia. – prawie wstrzymał oddech czekając na jej reakcję.

- Nie, nie zapomniałam. Obiecuję, że kiedy pana życie będzie zagrożone, zrobię wszystko, aby panu pomóc. Ale to o co pan mnie prosi, to zupełnie inna sprawa!

- Jest pani pewna?

- TAK! - warknęła.

- Panno Granger, uratowałem pani życie, a teraz może się pani odwdzięczyć ratując moje poprzez....urodzenie mi spadkobiercy. Jestem ostatnim z linii Snape. Jeżeli umrę bezpotomnie to moje nazwisko wygaśnie. Zapewniam panią to coś w rodzaju śmierci.

- Ty, podstępny ślizgoński wężu! Potrafisz wszystko tak przekręcić, aby dostosować do swoich potrzeb. Nie ma, w czarodziejskim świecie, odpowiednich agencji, do których mógłbyś się zgłosić? – Hermiona miała wrażenie, że zaraz dostanie zawału. Nieraz marzyła o tym, aby mieć dziecko ze Snape’em, ale w jej marzeniach byli małżeństwem. A nie w takiej sytuacji.

- Tak, nawet niejedna i zapewniam panią, że chciałem skorzystać z ich usług – westchnął – niestety, nie znalazłem żadnej odpowiedniej kandydatki – żadna nie mogła się równać z tobą, pomyślał rozpaczliwie. Kiedy się nad tym zastanowił, to żadna inna wiedźma, nie byłaby bardziej odpowiednia. Nienawidził tego, że ją zmusza, ale prawdę mówiąc, to ona była jego pierwszym i jedynym wyborem.

- Nie mogę w to uwierzyć, profesorze – odpowiedziała lekko spanikowanym głosem.

- Gwarantuję, że to prawda. Panno Granger, chcę tylko tego co najlepsze, a w tym przypadku pani jest najlepsza. – niezwykły, jak na niego komplement – jest pani młoda, zdrowa i posiada ponad przeciętną inteligencję.

- Skorzysta pan z mojego jajeczka? – spytała, czuła się jak w czarodziejskiej „ Strefie Mroku” Nie wierzyła, że jeszcze nie wstała i nie wyszła trzaskając drzwiami.

- Oczywiście, dlatego wybrałem panią – prawie mógł wyczuć jej kapitulację.

- Rozumiem. Czego dokładnie pan oczekuje? – spytała, wyraźnie zaintrygowana. A jednak miał rację. Miała u niego dług życia, ale czego jeszcze oczekiwał?

- Mam kontrakt, który powinna pani przeczytać. - zabrał z biurka zwój pergaminu i wręczył go dziewczynie.

- Wolałabym zabrać go ze sobą do domu – schowała pergamin do kieszeni szaty.

- Oczywiście, panno Granger, daję pani tydzień na podjęcie decyzji.

- W zupełności wystarczy. Czyli spotykamy się za tydzień?

- Tak będzie najlepiej. Do zobaczenia.

- Do widzenia, sir.

Hermiona wyszła z lochów oszołomiona. Jej umysł jeszcze w pełni nie ogarnął faktu, że profesor Snape chciał, aby nosiła jego spadkobiercę. Potrzebowała rozmowy z przyjaciółmi. Jak tylko wyszła za bramy Hogwartu, aportowała się na Grimmauld Place.
***

Severus odchylił się na krześle i zamyślił. Żałował, że tak się sprawy mają. Psiakrew, pragnął tej kobiety i wolałby mieć z nią dziecko w naturalny sposób. Wiedział, że ludzie postrzegali go jako wyrośniętego, wrednego nietoperza i ona prawdopodobnie również. Jego marzenia nigdy się nie spełniały i wiedział, że ona nigdy nie będzie należeć do niego. Nie, jeżeli czegoś pragnął, musiał używać całego sprytu Ślizgona. A Hermiona Granger jest Gryfonką. Dlatego najlepiej zagrać na jej emocjach i oczywiście honorze. Była mu coś winna, i niech myśli, że tylko w ten sposób będzie mogła spłacić dług. Uśmiechnął się chytrze pod nosem kiedy zrozumiał, że dokładnie wie na jakich emocjach panny Granger, powinien grać.


Jego dziecko zostanie poczęte!