Rozdział 7
Zanim wyszedł z łóżka, Severus upewnił się, że Hermiona jeszcze śpi. Rzucił na nią ostatnie tęskne spojrzenie aby nacieszyć wzrok i wyszedł z jej pokoju. Wstąpił do gabinetu po butelkę Ognistej i usiadł przed kominkiem, pijąc prosto z butelki.
Czuł, że popełnił pomyłkę, jedną z tych, które będą go prześladowały do końca życia. Był przekonany, że dziewczyna pozwoliła mu się dotykać tylko z powodu jej szalejących hormonów, które powodowały emocjonalne rozchwianie. Zdecydował się zapomnieć o jej deklaracji miłości. To były skutki uboczne eliksiru uspokajającego, wtedy, po inseminacji. Musi przestać wierzyć w jej słowa, natychmiast. Nigdy więcej intymnych kontaktów.
Z ciężkim westchnieniem, wstał i poszedł pod prysznic. Miał na głowie parę spraw. Wieczorem wracali uczniowie i od jutra zaczynały się lekcje. Oprócz tego na siódmą Hermiona – nie, panna Granger! – miała wyznaczone badania.
***
Hermiona obudziła się szczęśliwa. Nie była zaskoczona, że Severusa już nie ma. Był rannym ptaszkiem. Severus. Lubiła to imię. W tym momencie uwielbiała wszystko, co związane z Severusem.
Jej plan działał! Przez ponad pięć tygodni stopniowo włączała się we wszystkie aspekty jego życia. Pomogła sporządzić listę potrzebnych składników i kupiła wszystkie na Pokątnej. Nie wspominając o wspólnej wyprawie do Zakazanego Lasu. Opracowała program dla młodszych klas oraz pomagała w przygotowaniu eliksirów dla skrzydła szpitalnego. Dopilnowywała, aby zawsze miał punktualnie swoją herbatę i herbatniki, a nawet przypominała mu o posiłkach. Zachowywała się jak żona, mając nadzieję, że uświadomi sobie jak bardzo jej potrzebuje. A teraz miała go w swoim łóżku. Dobrze, nie uprawiali seksu w pełnym tego słowa znaczeniu, ale była pewna, że wkrótce to nastąpi. Pozwoliła sobie na pełne zadowolenie westchnienie. Po chwili, czując falę nudności, zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki.
Severus usłyszał jak wchodzi do łazienki. Toczył wewnętrzną walkę czy powinien tam wejść czy nie. To byłby pierwszy raz, kiedy by jej nie pomógł. Podczas jego monologu, dosłyszał, że właśnie skończyła. Westchnął ciężko.
Przyzwyczaił się do jej obecności w swoim życiu. Wydawało się, że chce mu uprzyjemnić każdy aspekt ich wspólnego życia, nawet herbatę i ulubione ciastka dostawał punktualnie. Nigdy nie zależało mu na popołudniowej herbacie, ale teraz... Cieszył się z jej towarzystwa bardziej niż chciałby przyznać, a już na pewno nie przyzna, że jej pomoc w ciągu ostatniego miesiąca była witana z ulgą.
Nieraz zastanawiał się, dlaczego ona to robi. Nie była szczęśliwa z podpisania kontraktu i szczerze mówiąc myślał, że zniesie to o wiele ciężej. Jednak miło go zaskoczyła i jej towarzystwo wprawiało go w zadowolenie. Widocznie nie odkryła, jakie prawa mają zastępcze matki, myślał.
Dlatego poprzednia noc była zarówno niebem jak i piekłem. Niebem, bo pragnął tej kobiety od dłuższego czasu, piekłem, ponieważ nie mogło się to powtórzyć. Kiedy oznajmi jej, że ta noc była błędem, skończy się ta atmosfera porozumienia, którą zdołali wypracować. Wiedział, że nigdy więcej nie będzie mógł jej dotknąć. Bez znaczenia. Musi to zakończyć, nie ma innego wyjścia. Kiedy to wszystko się skończy, ona odejdzie by rozpocząć nowe życie, a on zostanie sam ze swoim spadkobiercą. Tak, to najlepsze życie, jakie mogę sobie zapewnić bez niej. Zakończenie tego, będzie najlepszym wyjściem.
Severus był tak pogrążony w myślach, że nie usłyszał jej kroków dopóki nie poczuł jak go obejmuje. Zesztywniał.
- Dzień dobry, Severusie.
- Panno Granger – odpowiedział chłodno. Uniosła brwi. Obrócił głowę i natychmiast zamknął oczy. Miała na sobie lekki, ciemno niebieski, luźno związany szlafrok i nie mógł nie zauważyć konturów jej ciała. Merlinie, miej litość nade mną!
- Jak już będzie pani właściwie ubrana, panno Granger, to chciałbym zamienić z panią słówko – musiał pamiętać, aby nazywać ją panną Granger. Chciał przywrócić zimne, wyłącznie profesjonalne, relacje między nimi.
O co, do wszystkich diabłów, tu chodzi? Panna Granger? O nie! Czyżbym zrobiła coś nie tak? Dlaczego mnie odrzuca? To musi być to; nie jestem żadną Lucindą czy Narcyzą Malfoy.
- Oczywiście, profesorze, zaraz wracam – Hermiona miała zamiar to przetrzymać, obojętnie, co to było. Cokolwiek się zdarzy, on nie zobaczy moich łez, obiecała sobie.
Kiedy wyszła Severus miał chwilę aby się opanować. Wyglądała zbyt rozkosznie, w tym szlafroczku. To będzie trudniejsze niż myślałem!
- O czym chciał pan ze mną rozmawiać? – spytała chłodno jak tylko wyszła z pokoju całkowicie ubrana i z wojowniczo wysuniętym podbródkiem.
- Przede wszystkim, panno Granger, chciałbym przeprosić za moje zachowanie ubiegłej nocy i obiecuję, że to się już nigdy więcej nie powtórzy – czy ten ból KIEDYKOLWIEK mnie zostawi?
- Ale dlaczego? Oboje jesteśmy dorośli – nie panikuj! Tylko spokojnie. Może, kiedy usłyszysz jego argumenty, będziesz mogła przekonać go by zmienił zdanie.
- Panno Granger, między nami nie ma nic oprócz zawodowej relacji i myślę, że najlepiej, jeśli tak pozostanie. W ten sposób żadne granice nie zostaną przekroczone i kiedy nasza... Biznesowa transakcja... Dobiegnie końca będzie to łatwiejsze dla wszystkich – czy ja naprawdę muszę rozmawiać z nią tym lodowatym tonem? Nie łam się Severus. Stawałeś przed Czarnym Panem i teraz nie możesz stracić twarzy. Nie ważne, że pragniesz ją wziąć tu i teraz!
- Rozumiem. Przypuszczam, że ja nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie? – tylko się nie rozpłacz, Hermiono. Tylko nie płacz!
- Przykro mi, ale nie. Podjąłem decyzję.
Hermiona wolała się nie odzywać, nie ufała swojemu głosowi. W tej chwili chciała być jak najdalej od niego. Odwróciła się by odejść.
- Dokąd się pani wybiera? – spytał.
- Nie pana zasrany interes, profesorze Snape! – warknęła. Szybkim krokiem wyszła z jego kwater i trzasnęła drzwiami.
Przeklęty Ślizgon!!! Dlaczego musiał to popsuć? A było już prawie doskonale! Potrzebuję Ginny i czekoladowych lodów!!!
Nie zwalniając kroku ruszyła do bram Hogwartu i zastanawiała się gdzie może znaleźć Ginny. Najpierw aportowała się do Nory, ale nie miała szczęścia. Molly poradziła jej żeby spróbowała u Malfoy’ów. Hermiona westchnęła. Nie miała zamiaru widzieć któregokolwiek z Malfoy’ów w tym okropnym dniu. Nie chciała również wracać do zamku, zdecydowała się na spacer po Pokątnej.
Weszła do Esów i Floresów, sprawdzić, czy są jakieś nowe książki z Zaklęć. Jak zwykle w księgarni straciła rachubę czasu i ocknęła się dopiero po trzech godzinach. Wychodząc była szczęśliwą posiadaczką trzech nowych książek do zaklęć i jednej własnej kopii „Najpotężniejszych Eliksirów”.
Wolno szła w dół ulicy, wylądowała w końcu w lodziarni Fortescue. Zamówiła podwójne lody czekoladowe i zagłębiła się w zaklęcia. Dopiero burczenie w brzuchu uświadomiło jej, że nic, nie licząc lodów, nie jadła od rana. Musiała coś zjeść, inaczej będzie jej niedobrze. Zdecydowała się na coś lekkiego - było już za późno na obiad, a za wcześnie na kolację.
Wylądowała w Dziurawym Kotle nad miską zupy i kanapkami. Zamiast soku z dyni zamówiła gorącą czekoladę, która zawsze polepszała jej samopoczucie. Po posiłku postanowiła wpaść na Grimmauld Place i sprawdzić czy przypadkiem nie ma tam Ginny. Naprawdę potrzebowała przyjaciółki.
Kiedy weszła zorientowała się, że są wszyscy: Ginny, Draco, Ron, Luna, Harry i Tonks. Roześmiani, zajadający niezdrowe jedzenie, świetnie się bawili. Serce opadło jej do pięt. Czuła się jak jedyne dziecko w klasie, które nie zostało zaproszone na urodzinowe przyjęcie. Nawet jej nie zauważyli.
Uśmiechnęła się trochę wymuszenie. – Jakaś szczególna okazja?
Wszystkie oczy zwróciły się na stojącą w drzwiach dziewczynę. – Cześć, Hermiono! Jak dobrze cię widzieć! – krzyknęła Ginny. – Jakie zaklęcia cię tu przywiały?
Zastanowiła się. Chciała rozmawiać z Ginny, a nie z wszystkimi. Postanowiła udawać, że wszystko w porządku. – Nic, chciałam tylko zobaczyć, co kombinujecie.
- A więc - zaczęła Tonks, – spędzimy czas na grze w karty, szachy może, i coś w tym stylu. Taka dorosła piżama party. Przyłączysz się?
Dlaczego nie? I tak nie mam nic lepszego do roboty. – Jasne, tylko muszę skoczyć do domu po jakieś rzeczy, szczoteczkę do zębów, piżamę.
- Mogę iść z tobą – zaoferował się Harry. – Nie lubię jak chodzisz sama.
- Nie, to zajmie tylko chwilę. Zaraz wracam.
- Brzmi nieźle – przytaknął jej Ron.
***
Severus był wściekły. Jak śmiała tak mnie zostawić? Za kogo ona się uważa? I gdzie do diabła się podziewa? Usłyszał pukanie. – Wejść.
- Severus, kochanie. Jak dobrze, że jesteś – zagruchała Lucinda.
- Lucinda, czemu zawdzięczam tę… Przyjemność?
- Tak dawno razem nie wychodziliśmy. Chodźmy na obiad i zobaczmy, dokąd nas to zaprowadzi.
- Raczej nie – odpowiedział krótko.
- Dlaczego? Masz lepsze plany? – spytała. – A gdzie twoja mała szlama?
- Lucinda, mówiłem ci, abyś jej tak nie nazywała. Nie będę tego tolerował. Nie pójdę z tobą na obiad ani nigdzie indziej. Rozstaliśmy się lata temu i chciałbym żeby tak zostało. A teraz jeśli to wszystko… - nagle z klasy eliksirów dobiegł potężny huk. Severus zerwał się na równe nogi i ruszył w stronę drzwi. Obejrzał się przez ramię. – Trafisz do drzwi, prawda?
Jak śmie mnie tak odprawiać? Za kogo on się uważa? Za kogo mnie ma? To wina tej szlamowatej suki! Najwyższy czas, aby przekonała się, z kim ma do czynienia.
Właśnie wtedy Hermiona weszła do mieszkania. – Profesorze? Och, przepraszam panno Malfoy, szukam profesora, nie wie pani gdzie mogę go znaleźć?
- Zaraz powinien wrócić, panno Granger. Mamy plany na wieczór, a Severus doskonale wie, że nie lubię spóźniania.
- Plany?
- Tak, Severus nie poinformował pani? Prawdopodobnie nie wróci dziś wieczorem, ale jestem pewna, że nie widział potrzeby mówić pani o tym.
- Świetnie, panno Malfoy. Już wychodzę.
Powinnam być najgłupszą wiedźmą swoich czasów. Najmądrzejsza, jasne! Znów udowodniłam sobie, że jeżeli chodzi o tego człowieka to nie myślę normalnie. Najpierw ten kontrakt i nieszczęsne spóźnione odkrycia a teraz to. Oczywiste, że mnie nie chce, ma ją; ganiającą za nim jak suka w rui. Dlaczego miałby mnie zauważyć? Muszę stąd wyjść! Noc na Grimmauld Place to coś, czego potrzebuję. Muszę tylko wrócić przed siódmą, żeby zdążyć na badanie.
Szybko pozbierała swoje rzeczy i wyszła, nie zwracając uwagi na pełne zadowolenia spojrzenie Lucindy.
***
Jak wróciła do domu Harry’ego stwierdziła, że do przyjaciół dołączyli Neville i Susan Bones. Zawsze myślała, że Susan z tymi rudymi włosami mogłaby być jedną z Weasleyów i zastanawiała się, czy to dlatego Neville ją wybrał. Być może, przypominała mu Ginny. Cóż to mógł być powód, ale jej miłość do herbologii także miała znaczenie. Oboje z Neville pracowali w firmie Egzotyczne Rośliny i szklarniach kwietnych na Pokątnej.
Hermiona zaczynała popadać w lekką depresję. Każdy miał parę, nawet profesor Snape.
W porządku, moje dziecko, wygląda na to, że dziś wieczorem jesteśmy tylko we dwoje.
- Cieszę się, że wróciłaś – przywitała ją Luna.
- Dzięki. Położę tylko moje rzeczy na górze i zaraz wracam – miała nadzieje, że Ginny pójdzie za nią, ale przyjaciółka była zbyt zaabsorbowana grą „prawda czy życzenie”. Boże mój, taka gra w naszym wieku! Wróciła na dół pół godziny później. Na próżno czekała, aż przyjdzie Ginny. Zauważyła, ze wszyscy byli już dobrej drodze do upicia się. Westchnęła.
Zaczynamy!
- Twoja kolej, Hermiono – zachichotała Susan – prawda czy życzenie?
O żesz! – Prawda, jak sądzę.
- Dlaczego zgodziłaś się mieć dziecko profesora Snape – wyrzucił z siebie Harry. Był już nieźle wstawiony i nie obchodziło go, że są w tym pokoju ludzie, którzy nic nie wiedzą.
Hermiona spiekła raka.
- Hermiona, O CZYM on mówi? – wrzasnął Neville.
Hermiona nie odezwała się ani słowem. Nie mogła, zobowiązała się do tego podpisując kontrakt.
- Potter, ty debilu! To miała być tajemnica! – wydarł się Draco. – Hermiona podpisała kontrakt z klauzulą poufności!
Oczy wszystkich spoczęły na dziewczynie. Nadal nic nie mówiła.
Luna, najmniej wstawiona i zorientowana w sytuacji przez Rona, westchnęła i wyjaśniła. – Dobra, profesor Snape chciał mieć spadkobiercę, a Hermiona miała u niego czarodziejski dług i teraz jest zastępczą matką. Podpisali kontrakt i ona nie może o tym rozmawiać.
- Dokładnie – odezwała się w końcu Hermiona. – Możemy zmienić temat? Jestem w ciąży i to wszystko, co chcę i mogę powiedzieć na ten temat.
- W porządku, Hermiono - odezwał się Ron, – twoja kolej na pytanie.
- Świetnie. Harry, prawda czy życzenie?
- Prawda, jestem zbyt wstawiony na życzenia.
- Kochasz Tonks? – Hermiona wiedziała, że zachowuje się jak dziecko, ale nie mogła sobie odmówić tej satysfakcji. Miała nadzieję, że postawi go w niezręcznej sytuacji.
- Tak – odpowiedział przyjaciel.
- Tonks spojrzała na niego błyszczącymi oczami. – Naprawdę, Harry?
- Tak, ale nie chciałem ci tego mówić w taki sposób – ujął w dłonie twarz dziewczyny i mocno pocałował. Na ten widok każda para zaczęła się interesować sobą, zostawiając Hermionę z książką do zaklęć. W poniedziałek zaczynały się zajęcia na uniwersytecie i dziewczyna wolała być przygotowana. A co jeszcze mogę robić?
Nie mogła się skoncentrować. Jej myśli biegły w stronę Severusa i panny Malfoy. Na samą myśl skręcał się jej żołądek. Po chwili zrozumiała, że to od dymu, w pokoju można było powiesić siekierę.
Uniosła głowę z nad książki i stwierdziła, że każdy z przyjaciół pali. A co się stało z całującymi się parami? Żołądek Hermiony już i tak nadwyrężony z nerwów nie wytrzymał takiego natężenia dymu. To było zbyt wiele, zerwała się z miejsca i pobiegła do łazienki. Było jej niedobrze i nie mogła tego powstrzymać. Zerknęła z nad kibla i zobaczyła wpatrującego się w nią Dracona. Pięknie! Tylko jego mi tu brakowało!
- Czy to normalne, że jesteś tak chora? – chciał wiedzieć.
- Zwykle w nocy nie mam nudności, ale ten dym w pokoju, myślę, że to przez niego - odpowiedziała. I to, że denerwuję się z powodu twojego ojca chrzestnego i puszczalskiej cioteczki!
- Masz na to jakiś eliksir?
- Tak, ale zostawiłam go w domu. Dlaczego tak się martwisz? Nienawidzisz mnie.
Draco westchnął. - Nie nienawidzę cię, Granger; tylko nie zależy mi na tobie. Mała różnica. Jednak zależy mi na moim ojcu chrzestnym, a to jego dziecko nosisz. Zabieram cię do zamku. Zabierz swoje rzeczy.
- Po co ten kłopot? I tak nie będzie go tam. Spędza noc z twoją cioteczką Lucindą – wiedziała, że plecie bzdury, ale nie mogła nic na to poradzić.
- Wysoce w to wątpię. Odkąd zerwali, ona nic wujka nie obchodzi. Niezbyt dobrze się to dla nich skończyło – gdyby Draco nie był aż tak wstawiony, mógłby wykorzystać okazję i wyciągnąć z niej czemu ją to tak interesuje oraz jak bardzo jest zazdrosna. – W każdym razie tam znajduje się eliksir, którego potrzebujesz. Musisz się położyć do łóżka, ale nie tutaj; za dużo się tu dzieje.
- Świetnie. Zabiorę moje rzeczy i idę – chciała się podnieść, ale nudności wróciły. Draco namoczył ręcznik i położył na szyi dziewczyny.
- Odprowadzę cię Granger. Nie możesz iść sama. Jesteś zbyt chora i jeżeli Severusa nie ma to chcę dopilnować, abyś wypiła eliksir i położyła się do łóżka. – Jeśli tego nie zrobię to wuj mnie zabije.
Westchnęła. Nie chciała, aby Draco jej pomagał. – A Ron? Może on mógłby pomóc? Broń Merlinie, byle nie Harry - jest ostatnio takim idiotą, ale Ron nie będzie miał obiekcji.
- Obaj – stwierdził Malfoy. – To znaczy ja i Ron.
Hermiona wstała ostrożnie i poszła po swoje rzeczy. Nadal czuła się słabo po tym ataku nudności i chciała jedynie położyć się do łóżka. Kiedy wyszła z pokoju Ron i Draco już na nią czekali.
- Przepraszam, Hermiona - Ron wydawał się skruszony – wszyscy byliśmy dziś bardzo nierozważni.
- Nie przejmuj się Ron, to ja pojawiłam się nieproszona. Nie mieliście powodów, aby zmieniać wasze plany.
Nagle znowu naszły ją nudności, ale na szczęście miała już pusty żołądek i skończyło się na głębokim oddychaniu. Kiedy przestała, Draco zwrócił się do Rona. – Chcę zabrać ją do domu zanim jej się pogorszy – nie chciał się do tego przyznać, ale zaczynał się martwić.
- Dasz radę się aportować? – Ron chciał wiedzieć.
- Tak, kończmy z tym wreszcie – nie chciała powiedzieć, że boi się zastać Severusa w łóżku z Lucindą. Wiedziała, że jej nerwy to tylko jej problem. Jednak okazało się, że niepotrzebnie się martwiła. Kiedy weszli do mieszkania, Severus siedział przed kominkiem, a na jego twarzy malowała się, delikatnie mówiąc, furia.
- GDZIE DO CHOLERY, BYŁAŚ?! – ryknął.
- Na Grimmauld Place z przyjaciółmi. A co cię to obchodzi? I jak tam twoja mała randka?
- Hermiona, jest pierwsza w nocy. Na siódmą jesteś umówiona z Poppy. Dlaczego nie jesteś w łóżku? I dlaczego Draco i Weasley przyprowadzają cię do domu? – z każdym wyrazem coraz bardziej podnosił głos. Nie uświadamiał sobie, że nazwał ją po imieniu, dopóki nie wtrącił się Draco.
- Spokojnie, wujku. Hermiona cały czas spędziła z nami i źle się poczuła od papierosowego dymu – wyjaśnił.
- Nie każ mi się uspokajać Draco! Panno Granger, niech pani nie zapomina, że podpisała pani kontrakt. Dlaczego siedziała pani w papierosowym dymie?
- Tak, profesorze, wszystko doskonale pamiętam na temat tego przeklętego kontraktu. Jak mogłabym zapomnieć, że muszę oddać moje pierwsze dziecko samemu diabłu, może powinnam pana nazywać Rumpelstilskin? – warknęła rozdrażniona. – Nawet nie zauważyłam, że oni palili dopóki nie poczułam się źle. Ciąża nie jest jeszcze widoczna, więc nikt nie jest w stanie się domyślić. A wychodzę kiedy i gdzie chcę, w kontrakcie było tylko, że mam mieszkać tutaj podczas ciąży! – Hermiona była na skraju ataku paniki. Nadal nie mogła się pogodzić z faktem, że miał jakieś plany z Lucindą Malfoy, zaraz potem jak był z nią, po tym jak czuła na sobie jego ręce i usta.
To było zbyt wiele.
- Och i profesorze – alkohol spowodował przypływ odwagi u Rona. – Harry’emu wymknęła się uwaga na temat kontraktu i że Hermiona jest z panem w ciąży, w obecności Tonks, Neville’a i Susan Bones. Ale proszę się tym nie martwić, nikomu nic nie powiedzą.
- Na jaja Merlina! Dlaczego u diabła nie ogłosimy tego w Proroku? Panno Granger, wiedziała pani, że nie chciałem, aby ktokolwiek wiedział. Zachowała się dziś pani wysoce nieodpowiedzialnie. Zdenerwowała mnie pani swoim zachowaniem. Może pani nie zależeć na własnym zdrowiu, ale NIE POZWOLĘ pani narażać mojego dziecka! Czy wyrażam się jasno?
Severus był przerażający w swojej wściekłości. Draco i Ron zaczynali się denerwować. Nie, nie o Hermionę, a o siebie. Komentarz Hermiony nigdy nie został wypowiedziany, bo jak tylko otworzyła usta, musiała biec do łazienki. Nudności wróciły. Ponieważ miała już całkiem pusty żołądek zaczynał ją boleć brzuch.
- Ummm, wujku? To jest kolejny problem. – wyjaśnił jej zachowanie Draco. – Od jakieś godziny Hermiona jest chora. Nie miała ze sobą eliksiru.
Chłopcy spięli się czekając na wybuch profesora. Nie nadszedł. Zamiast tego, cichym spokojnym tonem powiedział. – Idźcie już.
Nie musiał im tego powtarzać. Uciekli błyskawicznie.
Severus westchnął ciężko. Co u diabła się z nią dzieje? To nie jest jej normalne zachowanie. O jaką randkę jej chodziło? I kto to na Merlina jest Rumpelstilskin? Muszę iść i jej pomóc, a potem porozmawiamy.
Zabrał eliksir i wszedł do łazienki. Ostrożnie położył zimny ręcznik na szyi Hermiony i podał eliksir. Była bardzo osłabiona, więc zaprowadził ją do swojej sypialni i delikatnie ułożył na łóżku. – Powiedziałaś dzisiaj coś czego nie zrozumiałem. Nie miałem żadnej randki, skąd ten pomysł?
- Skoro pan tak mówi, profesorze. Natknęłam dzisiaj w mieszkaniu na Lucindę Malfoy. Twierdziła, że nie wróci pan na noc.
W jej głosie słychać zazdrość? – Nie wiem co powiedziała pani Lucinda, ale proszę pozwolić mi zapewnić, że nie mieliśmy żadnych wspólnych planów. Ani na dzisiejszy wieczór, ani kiedykolwiek w przyszłości.
Uniosła się na łokciach i spojrzała na Severusa. – Nieważne - to co pan robi ze swoim życiem to nie mój interes. Wyjaśnił pan to doskonale dzisiejszego ranka. Tak, jak to, co ja robię ze swoim, do pańskiego, łączą nas tylko stosunki służbowe, pamięta pan? – Proszę. Masz i udław się tym!
Niech mnie piekło pochłonie jeśli tak jest! – Nie mniej jednak, panno Granger, nie chcę aby snuła pani niedorzeczne domysły na temat Lucindy. Teraz, jeżeli czuje się pani na siłach, chciałbym, aby wróciła pani do swojego pokoju i poszła spać. Musimy wcześnie wstać.
- Jasne.
- Zanim pani wyjdzie, chciałbym zwrócić na coś uwagę. Powinna pani wiedzieć, że nigdy nie spędziłem nocy poza zamkiem na dzień, przed powrotem uczniów – rzucił szyderczo.
On ma rację! Jak mogłam o tym zapomnieć? Oczywiście, że został w Hogwarcie. Przeklęta Lucinda! Dziewczyna ruszyła do swojego pokoju.
Szósta rano nadeszła zbyt szybko.
Następnego dnia byli gotowi do wyjścia na grubo przed siódmą. Hermiona musiała jednak zawrócić od drzwi, ponieważ znowu złapały ją nudności. Snape tkwił obok niej i pomagał we wszystkich czego potrzebowała. Kiedy skończyła musieli się spieszyć.
- Dzień dobry, Severusie, Hermiono – przywitała ich Poppy. – Jak sprawy?
- Po za tym, że przez prawie cały dzień choruję, to wszystko w porządku – odpowiedziała dziewczyna.
- Niestety, Poppy, wymiotuje zbyt często – potwierdził Snape.
- To jest normalne u niektórych kobiet. Hermiona, chcę abyś robiła dokładnie to co powiem. Rano, zanim wyjdziesz z łóżka masz pić eliksir łagodzący i zjeść krakersa. To może pomóc. Przy obiedzie masz pić eliksir witaminowy, ponieważ powinien być brany podczas jedzenia. Nawet jeśli zjesz tylko parę krakersów. I proszę, pij dużo soku z dyni lub pomarańczy, one są bogate w kwas foliowy. A teraz wejdź na wagę, zobaczymy ile ważysz.
Hermiona posłusznie podeszła do masywnej wagi.
- Hmm, straciłaś półtora kilo, ale w związku z twoimi wymiotami, spodziewałam się tego. Kiedy czujesz się najlepiej?
- Wieczorem.
- Więc spróbuj zjeść jeden solidny posiłek wieczorem. Możesz brać eliksir łagodzący rano i wieczorem, ale nie więcej. Po za tym wszystko wydaje się być w porządku.
- Dziękujemy, Poppy - podziękował Snape. – Kiedy następna wizyta?
- Za miesiąc. Teraz wystarczą comiesięczne wizyty.
- W porządku. Do zobaczenia za miesiąc. Miłego dnia Poppy.
- Miłego dnia.
Jak tylko dotarli do swoich kwater, Hermiona stwierdziła, że pójdzie się położyć. Była strasznie zmęczona. Snape chętnie przytaknął i powiedział, że obudzi ją na obiad. Po chwili wyszedł, aby rozpocząć lekcje, a Hermiona wślizgnęła się do jego sypialni i położyła na łóżku. Chciała być jak najbliżej Severusa. I tak nie będę już spać jak wróci. Zasypiając, przypominała sobie jego, wygłaszaną jedwabistym głosem, przemowę do pierwszorocznych.
Zanim wyszedł z łóżka, Severus upewnił się, że Hermiona jeszcze śpi. Rzucił na nią ostatnie tęskne spojrzenie aby nacieszyć wzrok i wyszedł z jej pokoju. Wstąpił do gabinetu po butelkę Ognistej i usiadł przed kominkiem, pijąc prosto z butelki.
Czuł, że popełnił pomyłkę, jedną z tych, które będą go prześladowały do końca życia. Był przekonany, że dziewczyna pozwoliła mu się dotykać tylko z powodu jej szalejących hormonów, które powodowały emocjonalne rozchwianie. Zdecydował się zapomnieć o jej deklaracji miłości. To były skutki uboczne eliksiru uspokajającego, wtedy, po inseminacji. Musi przestać wierzyć w jej słowa, natychmiast. Nigdy więcej intymnych kontaktów.
Z ciężkim westchnieniem, wstał i poszedł pod prysznic. Miał na głowie parę spraw. Wieczorem wracali uczniowie i od jutra zaczynały się lekcje. Oprócz tego na siódmą Hermiona – nie, panna Granger! – miała wyznaczone badania.
***
Hermiona obudziła się szczęśliwa. Nie była zaskoczona, że Severusa już nie ma. Był rannym ptaszkiem. Severus. Lubiła to imię. W tym momencie uwielbiała wszystko, co związane z Severusem.
Jej plan działał! Przez ponad pięć tygodni stopniowo włączała się we wszystkie aspekty jego życia. Pomogła sporządzić listę potrzebnych składników i kupiła wszystkie na Pokątnej. Nie wspominając o wspólnej wyprawie do Zakazanego Lasu. Opracowała program dla młodszych klas oraz pomagała w przygotowaniu eliksirów dla skrzydła szpitalnego. Dopilnowywała, aby zawsze miał punktualnie swoją herbatę i herbatniki, a nawet przypominała mu o posiłkach. Zachowywała się jak żona, mając nadzieję, że uświadomi sobie jak bardzo jej potrzebuje. A teraz miała go w swoim łóżku. Dobrze, nie uprawiali seksu w pełnym tego słowa znaczeniu, ale była pewna, że wkrótce to nastąpi. Pozwoliła sobie na pełne zadowolenie westchnienie. Po chwili, czując falę nudności, zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki.
Severus usłyszał jak wchodzi do łazienki. Toczył wewnętrzną walkę czy powinien tam wejść czy nie. To byłby pierwszy raz, kiedy by jej nie pomógł. Podczas jego monologu, dosłyszał, że właśnie skończyła. Westchnął ciężko.
Przyzwyczaił się do jej obecności w swoim życiu. Wydawało się, że chce mu uprzyjemnić każdy aspekt ich wspólnego życia, nawet herbatę i ulubione ciastka dostawał punktualnie. Nigdy nie zależało mu na popołudniowej herbacie, ale teraz... Cieszył się z jej towarzystwa bardziej niż chciałby przyznać, a już na pewno nie przyzna, że jej pomoc w ciągu ostatniego miesiąca była witana z ulgą.
Nieraz zastanawiał się, dlaczego ona to robi. Nie była szczęśliwa z podpisania kontraktu i szczerze mówiąc myślał, że zniesie to o wiele ciężej. Jednak miło go zaskoczyła i jej towarzystwo wprawiało go w zadowolenie. Widocznie nie odkryła, jakie prawa mają zastępcze matki, myślał.
Dlatego poprzednia noc była zarówno niebem jak i piekłem. Niebem, bo pragnął tej kobiety od dłuższego czasu, piekłem, ponieważ nie mogło się to powtórzyć. Kiedy oznajmi jej, że ta noc była błędem, skończy się ta atmosfera porozumienia, którą zdołali wypracować. Wiedział, że nigdy więcej nie będzie mógł jej dotknąć. Bez znaczenia. Musi to zakończyć, nie ma innego wyjścia. Kiedy to wszystko się skończy, ona odejdzie by rozpocząć nowe życie, a on zostanie sam ze swoim spadkobiercą. Tak, to najlepsze życie, jakie mogę sobie zapewnić bez niej. Zakończenie tego, będzie najlepszym wyjściem.
Severus był tak pogrążony w myślach, że nie usłyszał jej kroków dopóki nie poczuł jak go obejmuje. Zesztywniał.
- Dzień dobry, Severusie.
- Panno Granger – odpowiedział chłodno. Uniosła brwi. Obrócił głowę i natychmiast zamknął oczy. Miała na sobie lekki, ciemno niebieski, luźno związany szlafrok i nie mógł nie zauważyć konturów jej ciała. Merlinie, miej litość nade mną!
- Jak już będzie pani właściwie ubrana, panno Granger, to chciałbym zamienić z panią słówko – musiał pamiętać, aby nazywać ją panną Granger. Chciał przywrócić zimne, wyłącznie profesjonalne, relacje między nimi.
O co, do wszystkich diabłów, tu chodzi? Panna Granger? O nie! Czyżbym zrobiła coś nie tak? Dlaczego mnie odrzuca? To musi być to; nie jestem żadną Lucindą czy Narcyzą Malfoy.
- Oczywiście, profesorze, zaraz wracam – Hermiona miała zamiar to przetrzymać, obojętnie, co to było. Cokolwiek się zdarzy, on nie zobaczy moich łez, obiecała sobie.
Kiedy wyszła Severus miał chwilę aby się opanować. Wyglądała zbyt rozkosznie, w tym szlafroczku. To będzie trudniejsze niż myślałem!
- O czym chciał pan ze mną rozmawiać? – spytała chłodno jak tylko wyszła z pokoju całkowicie ubrana i z wojowniczo wysuniętym podbródkiem.
- Przede wszystkim, panno Granger, chciałbym przeprosić za moje zachowanie ubiegłej nocy i obiecuję, że to się już nigdy więcej nie powtórzy – czy ten ból KIEDYKOLWIEK mnie zostawi?
- Ale dlaczego? Oboje jesteśmy dorośli – nie panikuj! Tylko spokojnie. Może, kiedy usłyszysz jego argumenty, będziesz mogła przekonać go by zmienił zdanie.
- Panno Granger, między nami nie ma nic oprócz zawodowej relacji i myślę, że najlepiej, jeśli tak pozostanie. W ten sposób żadne granice nie zostaną przekroczone i kiedy nasza... Biznesowa transakcja... Dobiegnie końca będzie to łatwiejsze dla wszystkich – czy ja naprawdę muszę rozmawiać z nią tym lodowatym tonem? Nie łam się Severus. Stawałeś przed Czarnym Panem i teraz nie możesz stracić twarzy. Nie ważne, że pragniesz ją wziąć tu i teraz!
- Rozumiem. Przypuszczam, że ja nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie? – tylko się nie rozpłacz, Hermiono. Tylko nie płacz!
- Przykro mi, ale nie. Podjąłem decyzję.
Hermiona wolała się nie odzywać, nie ufała swojemu głosowi. W tej chwili chciała być jak najdalej od niego. Odwróciła się by odejść.
- Dokąd się pani wybiera? – spytał.
- Nie pana zasrany interes, profesorze Snape! – warknęła. Szybkim krokiem wyszła z jego kwater i trzasnęła drzwiami.
Przeklęty Ślizgon!!! Dlaczego musiał to popsuć? A było już prawie doskonale! Potrzebuję Ginny i czekoladowych lodów!!!
Nie zwalniając kroku ruszyła do bram Hogwartu i zastanawiała się gdzie może znaleźć Ginny. Najpierw aportowała się do Nory, ale nie miała szczęścia. Molly poradziła jej żeby spróbowała u Malfoy’ów. Hermiona westchnęła. Nie miała zamiaru widzieć któregokolwiek z Malfoy’ów w tym okropnym dniu. Nie chciała również wracać do zamku, zdecydowała się na spacer po Pokątnej.
Weszła do Esów i Floresów, sprawdzić, czy są jakieś nowe książki z Zaklęć. Jak zwykle w księgarni straciła rachubę czasu i ocknęła się dopiero po trzech godzinach. Wychodząc była szczęśliwą posiadaczką trzech nowych książek do zaklęć i jednej własnej kopii „Najpotężniejszych Eliksirów”.
Wolno szła w dół ulicy, wylądowała w końcu w lodziarni Fortescue. Zamówiła podwójne lody czekoladowe i zagłębiła się w zaklęcia. Dopiero burczenie w brzuchu uświadomiło jej, że nic, nie licząc lodów, nie jadła od rana. Musiała coś zjeść, inaczej będzie jej niedobrze. Zdecydowała się na coś lekkiego - było już za późno na obiad, a za wcześnie na kolację.
Wylądowała w Dziurawym Kotle nad miską zupy i kanapkami. Zamiast soku z dyni zamówiła gorącą czekoladę, która zawsze polepszała jej samopoczucie. Po posiłku postanowiła wpaść na Grimmauld Place i sprawdzić czy przypadkiem nie ma tam Ginny. Naprawdę potrzebowała przyjaciółki.
Kiedy weszła zorientowała się, że są wszyscy: Ginny, Draco, Ron, Luna, Harry i Tonks. Roześmiani, zajadający niezdrowe jedzenie, świetnie się bawili. Serce opadło jej do pięt. Czuła się jak jedyne dziecko w klasie, które nie zostało zaproszone na urodzinowe przyjęcie. Nawet jej nie zauważyli.
Uśmiechnęła się trochę wymuszenie. – Jakaś szczególna okazja?
Wszystkie oczy zwróciły się na stojącą w drzwiach dziewczynę. – Cześć, Hermiono! Jak dobrze cię widzieć! – krzyknęła Ginny. – Jakie zaklęcia cię tu przywiały?
Zastanowiła się. Chciała rozmawiać z Ginny, a nie z wszystkimi. Postanowiła udawać, że wszystko w porządku. – Nic, chciałam tylko zobaczyć, co kombinujecie.
- A więc - zaczęła Tonks, – spędzimy czas na grze w karty, szachy może, i coś w tym stylu. Taka dorosła piżama party. Przyłączysz się?
Dlaczego nie? I tak nie mam nic lepszego do roboty. – Jasne, tylko muszę skoczyć do domu po jakieś rzeczy, szczoteczkę do zębów, piżamę.
- Mogę iść z tobą – zaoferował się Harry. – Nie lubię jak chodzisz sama.
- Nie, to zajmie tylko chwilę. Zaraz wracam.
- Brzmi nieźle – przytaknął jej Ron.
***
Severus był wściekły. Jak śmiała tak mnie zostawić? Za kogo ona się uważa? I gdzie do diabła się podziewa? Usłyszał pukanie. – Wejść.
- Severus, kochanie. Jak dobrze, że jesteś – zagruchała Lucinda.
- Lucinda, czemu zawdzięczam tę… Przyjemność?
- Tak dawno razem nie wychodziliśmy. Chodźmy na obiad i zobaczmy, dokąd nas to zaprowadzi.
- Raczej nie – odpowiedział krótko.
- Dlaczego? Masz lepsze plany? – spytała. – A gdzie twoja mała szlama?
- Lucinda, mówiłem ci, abyś jej tak nie nazywała. Nie będę tego tolerował. Nie pójdę z tobą na obiad ani nigdzie indziej. Rozstaliśmy się lata temu i chciałbym żeby tak zostało. A teraz jeśli to wszystko… - nagle z klasy eliksirów dobiegł potężny huk. Severus zerwał się na równe nogi i ruszył w stronę drzwi. Obejrzał się przez ramię. – Trafisz do drzwi, prawda?
Jak śmie mnie tak odprawiać? Za kogo on się uważa? Za kogo mnie ma? To wina tej szlamowatej suki! Najwyższy czas, aby przekonała się, z kim ma do czynienia.
Właśnie wtedy Hermiona weszła do mieszkania. – Profesorze? Och, przepraszam panno Malfoy, szukam profesora, nie wie pani gdzie mogę go znaleźć?
- Zaraz powinien wrócić, panno Granger. Mamy plany na wieczór, a Severus doskonale wie, że nie lubię spóźniania.
- Plany?
- Tak, Severus nie poinformował pani? Prawdopodobnie nie wróci dziś wieczorem, ale jestem pewna, że nie widział potrzeby mówić pani o tym.
- Świetnie, panno Malfoy. Już wychodzę.
Powinnam być najgłupszą wiedźmą swoich czasów. Najmądrzejsza, jasne! Znów udowodniłam sobie, że jeżeli chodzi o tego człowieka to nie myślę normalnie. Najpierw ten kontrakt i nieszczęsne spóźnione odkrycia a teraz to. Oczywiste, że mnie nie chce, ma ją; ganiającą za nim jak suka w rui. Dlaczego miałby mnie zauważyć? Muszę stąd wyjść! Noc na Grimmauld Place to coś, czego potrzebuję. Muszę tylko wrócić przed siódmą, żeby zdążyć na badanie.
Szybko pozbierała swoje rzeczy i wyszła, nie zwracając uwagi na pełne zadowolenia spojrzenie Lucindy.
***
Jak wróciła do domu Harry’ego stwierdziła, że do przyjaciół dołączyli Neville i Susan Bones. Zawsze myślała, że Susan z tymi rudymi włosami mogłaby być jedną z Weasleyów i zastanawiała się, czy to dlatego Neville ją wybrał. Być może, przypominała mu Ginny. Cóż to mógł być powód, ale jej miłość do herbologii także miała znaczenie. Oboje z Neville pracowali w firmie Egzotyczne Rośliny i szklarniach kwietnych na Pokątnej.
Hermiona zaczynała popadać w lekką depresję. Każdy miał parę, nawet profesor Snape.
W porządku, moje dziecko, wygląda na to, że dziś wieczorem jesteśmy tylko we dwoje.
- Cieszę się, że wróciłaś – przywitała ją Luna.
- Dzięki. Położę tylko moje rzeczy na górze i zaraz wracam – miała nadzieje, że Ginny pójdzie za nią, ale przyjaciółka była zbyt zaabsorbowana grą „prawda czy życzenie”. Boże mój, taka gra w naszym wieku! Wróciła na dół pół godziny później. Na próżno czekała, aż przyjdzie Ginny. Zauważyła, ze wszyscy byli już dobrej drodze do upicia się. Westchnęła.
Zaczynamy!
- Twoja kolej, Hermiono – zachichotała Susan – prawda czy życzenie?
O żesz! – Prawda, jak sądzę.
- Dlaczego zgodziłaś się mieć dziecko profesora Snape – wyrzucił z siebie Harry. Był już nieźle wstawiony i nie obchodziło go, że są w tym pokoju ludzie, którzy nic nie wiedzą.
Hermiona spiekła raka.
- Hermiona, O CZYM on mówi? – wrzasnął Neville.
Hermiona nie odezwała się ani słowem. Nie mogła, zobowiązała się do tego podpisując kontrakt.
- Potter, ty debilu! To miała być tajemnica! – wydarł się Draco. – Hermiona podpisała kontrakt z klauzulą poufności!
Oczy wszystkich spoczęły na dziewczynie. Nadal nic nie mówiła.
Luna, najmniej wstawiona i zorientowana w sytuacji przez Rona, westchnęła i wyjaśniła. – Dobra, profesor Snape chciał mieć spadkobiercę, a Hermiona miała u niego czarodziejski dług i teraz jest zastępczą matką. Podpisali kontrakt i ona nie może o tym rozmawiać.
- Dokładnie – odezwała się w końcu Hermiona. – Możemy zmienić temat? Jestem w ciąży i to wszystko, co chcę i mogę powiedzieć na ten temat.
- W porządku, Hermiono - odezwał się Ron, – twoja kolej na pytanie.
- Świetnie. Harry, prawda czy życzenie?
- Prawda, jestem zbyt wstawiony na życzenia.
- Kochasz Tonks? – Hermiona wiedziała, że zachowuje się jak dziecko, ale nie mogła sobie odmówić tej satysfakcji. Miała nadzieję, że postawi go w niezręcznej sytuacji.
- Tak – odpowiedział przyjaciel.
- Tonks spojrzała na niego błyszczącymi oczami. – Naprawdę, Harry?
- Tak, ale nie chciałem ci tego mówić w taki sposób – ujął w dłonie twarz dziewczyny i mocno pocałował. Na ten widok każda para zaczęła się interesować sobą, zostawiając Hermionę z książką do zaklęć. W poniedziałek zaczynały się zajęcia na uniwersytecie i dziewczyna wolała być przygotowana. A co jeszcze mogę robić?
Nie mogła się skoncentrować. Jej myśli biegły w stronę Severusa i panny Malfoy. Na samą myśl skręcał się jej żołądek. Po chwili zrozumiała, że to od dymu, w pokoju można było powiesić siekierę.
Uniosła głowę z nad książki i stwierdziła, że każdy z przyjaciół pali. A co się stało z całującymi się parami? Żołądek Hermiony już i tak nadwyrężony z nerwów nie wytrzymał takiego natężenia dymu. To było zbyt wiele, zerwała się z miejsca i pobiegła do łazienki. Było jej niedobrze i nie mogła tego powstrzymać. Zerknęła z nad kibla i zobaczyła wpatrującego się w nią Dracona. Pięknie! Tylko jego mi tu brakowało!
- Czy to normalne, że jesteś tak chora? – chciał wiedzieć.
- Zwykle w nocy nie mam nudności, ale ten dym w pokoju, myślę, że to przez niego - odpowiedziała. I to, że denerwuję się z powodu twojego ojca chrzestnego i puszczalskiej cioteczki!
- Masz na to jakiś eliksir?
- Tak, ale zostawiłam go w domu. Dlaczego tak się martwisz? Nienawidzisz mnie.
Draco westchnął. - Nie nienawidzę cię, Granger; tylko nie zależy mi na tobie. Mała różnica. Jednak zależy mi na moim ojcu chrzestnym, a to jego dziecko nosisz. Zabieram cię do zamku. Zabierz swoje rzeczy.
- Po co ten kłopot? I tak nie będzie go tam. Spędza noc z twoją cioteczką Lucindą – wiedziała, że plecie bzdury, ale nie mogła nic na to poradzić.
- Wysoce w to wątpię. Odkąd zerwali, ona nic wujka nie obchodzi. Niezbyt dobrze się to dla nich skończyło – gdyby Draco nie był aż tak wstawiony, mógłby wykorzystać okazję i wyciągnąć z niej czemu ją to tak interesuje oraz jak bardzo jest zazdrosna. – W każdym razie tam znajduje się eliksir, którego potrzebujesz. Musisz się położyć do łóżka, ale nie tutaj; za dużo się tu dzieje.
- Świetnie. Zabiorę moje rzeczy i idę – chciała się podnieść, ale nudności wróciły. Draco namoczył ręcznik i położył na szyi dziewczyny.
- Odprowadzę cię Granger. Nie możesz iść sama. Jesteś zbyt chora i jeżeli Severusa nie ma to chcę dopilnować, abyś wypiła eliksir i położyła się do łóżka. – Jeśli tego nie zrobię to wuj mnie zabije.
Westchnęła. Nie chciała, aby Draco jej pomagał. – A Ron? Może on mógłby pomóc? Broń Merlinie, byle nie Harry - jest ostatnio takim idiotą, ale Ron nie będzie miał obiekcji.
- Obaj – stwierdził Malfoy. – To znaczy ja i Ron.
Hermiona wstała ostrożnie i poszła po swoje rzeczy. Nadal czuła się słabo po tym ataku nudności i chciała jedynie położyć się do łóżka. Kiedy wyszła z pokoju Ron i Draco już na nią czekali.
- Przepraszam, Hermiona - Ron wydawał się skruszony – wszyscy byliśmy dziś bardzo nierozważni.
- Nie przejmuj się Ron, to ja pojawiłam się nieproszona. Nie mieliście powodów, aby zmieniać wasze plany.
Nagle znowu naszły ją nudności, ale na szczęście miała już pusty żołądek i skończyło się na głębokim oddychaniu. Kiedy przestała, Draco zwrócił się do Rona. – Chcę zabrać ją do domu zanim jej się pogorszy – nie chciał się do tego przyznać, ale zaczynał się martwić.
- Dasz radę się aportować? – Ron chciał wiedzieć.
- Tak, kończmy z tym wreszcie – nie chciała powiedzieć, że boi się zastać Severusa w łóżku z Lucindą. Wiedziała, że jej nerwy to tylko jej problem. Jednak okazało się, że niepotrzebnie się martwiła. Kiedy weszli do mieszkania, Severus siedział przed kominkiem, a na jego twarzy malowała się, delikatnie mówiąc, furia.
- GDZIE DO CHOLERY, BYŁAŚ?! – ryknął.
- Na Grimmauld Place z przyjaciółmi. A co cię to obchodzi? I jak tam twoja mała randka?
- Hermiona, jest pierwsza w nocy. Na siódmą jesteś umówiona z Poppy. Dlaczego nie jesteś w łóżku? I dlaczego Draco i Weasley przyprowadzają cię do domu? – z każdym wyrazem coraz bardziej podnosił głos. Nie uświadamiał sobie, że nazwał ją po imieniu, dopóki nie wtrącił się Draco.
- Spokojnie, wujku. Hermiona cały czas spędziła z nami i źle się poczuła od papierosowego dymu – wyjaśnił.
- Nie każ mi się uspokajać Draco! Panno Granger, niech pani nie zapomina, że podpisała pani kontrakt. Dlaczego siedziała pani w papierosowym dymie?
- Tak, profesorze, wszystko doskonale pamiętam na temat tego przeklętego kontraktu. Jak mogłabym zapomnieć, że muszę oddać moje pierwsze dziecko samemu diabłu, może powinnam pana nazywać Rumpelstilskin? – warknęła rozdrażniona. – Nawet nie zauważyłam, że oni palili dopóki nie poczułam się źle. Ciąża nie jest jeszcze widoczna, więc nikt nie jest w stanie się domyślić. A wychodzę kiedy i gdzie chcę, w kontrakcie było tylko, że mam mieszkać tutaj podczas ciąży! – Hermiona była na skraju ataku paniki. Nadal nie mogła się pogodzić z faktem, że miał jakieś plany z Lucindą Malfoy, zaraz potem jak był z nią, po tym jak czuła na sobie jego ręce i usta.
To było zbyt wiele.
- Och i profesorze – alkohol spowodował przypływ odwagi u Rona. – Harry’emu wymknęła się uwaga na temat kontraktu i że Hermiona jest z panem w ciąży, w obecności Tonks, Neville’a i Susan Bones. Ale proszę się tym nie martwić, nikomu nic nie powiedzą.
- Na jaja Merlina! Dlaczego u diabła nie ogłosimy tego w Proroku? Panno Granger, wiedziała pani, że nie chciałem, aby ktokolwiek wiedział. Zachowała się dziś pani wysoce nieodpowiedzialnie. Zdenerwowała mnie pani swoim zachowaniem. Może pani nie zależeć na własnym zdrowiu, ale NIE POZWOLĘ pani narażać mojego dziecka! Czy wyrażam się jasno?
Severus był przerażający w swojej wściekłości. Draco i Ron zaczynali się denerwować. Nie, nie o Hermionę, a o siebie. Komentarz Hermiony nigdy nie został wypowiedziany, bo jak tylko otworzyła usta, musiała biec do łazienki. Nudności wróciły. Ponieważ miała już całkiem pusty żołądek zaczynał ją boleć brzuch.
- Ummm, wujku? To jest kolejny problem. – wyjaśnił jej zachowanie Draco. – Od jakieś godziny Hermiona jest chora. Nie miała ze sobą eliksiru.
Chłopcy spięli się czekając na wybuch profesora. Nie nadszedł. Zamiast tego, cichym spokojnym tonem powiedział. – Idźcie już.
Nie musiał im tego powtarzać. Uciekli błyskawicznie.
Severus westchnął ciężko. Co u diabła się z nią dzieje? To nie jest jej normalne zachowanie. O jaką randkę jej chodziło? I kto to na Merlina jest Rumpelstilskin? Muszę iść i jej pomóc, a potem porozmawiamy.
Zabrał eliksir i wszedł do łazienki. Ostrożnie położył zimny ręcznik na szyi Hermiony i podał eliksir. Była bardzo osłabiona, więc zaprowadził ją do swojej sypialni i delikatnie ułożył na łóżku. – Powiedziałaś dzisiaj coś czego nie zrozumiałem. Nie miałem żadnej randki, skąd ten pomysł?
- Skoro pan tak mówi, profesorze. Natknęłam dzisiaj w mieszkaniu na Lucindę Malfoy. Twierdziła, że nie wróci pan na noc.
W jej głosie słychać zazdrość? – Nie wiem co powiedziała pani Lucinda, ale proszę pozwolić mi zapewnić, że nie mieliśmy żadnych wspólnych planów. Ani na dzisiejszy wieczór, ani kiedykolwiek w przyszłości.
Uniosła się na łokciach i spojrzała na Severusa. – Nieważne - to co pan robi ze swoim życiem to nie mój interes. Wyjaśnił pan to doskonale dzisiejszego ranka. Tak, jak to, co ja robię ze swoim, do pańskiego, łączą nas tylko stosunki służbowe, pamięta pan? – Proszę. Masz i udław się tym!
Niech mnie piekło pochłonie jeśli tak jest! – Nie mniej jednak, panno Granger, nie chcę aby snuła pani niedorzeczne domysły na temat Lucindy. Teraz, jeżeli czuje się pani na siłach, chciałbym, aby wróciła pani do swojego pokoju i poszła spać. Musimy wcześnie wstać.
- Jasne.
- Zanim pani wyjdzie, chciałbym zwrócić na coś uwagę. Powinna pani wiedzieć, że nigdy nie spędziłem nocy poza zamkiem na dzień, przed powrotem uczniów – rzucił szyderczo.
On ma rację! Jak mogłam o tym zapomnieć? Oczywiście, że został w Hogwarcie. Przeklęta Lucinda! Dziewczyna ruszyła do swojego pokoju.
Szósta rano nadeszła zbyt szybko.
Następnego dnia byli gotowi do wyjścia na grubo przed siódmą. Hermiona musiała jednak zawrócić od drzwi, ponieważ znowu złapały ją nudności. Snape tkwił obok niej i pomagał we wszystkich czego potrzebowała. Kiedy skończyła musieli się spieszyć.
- Dzień dobry, Severusie, Hermiono – przywitała ich Poppy. – Jak sprawy?
- Po za tym, że przez prawie cały dzień choruję, to wszystko w porządku – odpowiedziała dziewczyna.
- Niestety, Poppy, wymiotuje zbyt często – potwierdził Snape.
- To jest normalne u niektórych kobiet. Hermiona, chcę abyś robiła dokładnie to co powiem. Rano, zanim wyjdziesz z łóżka masz pić eliksir łagodzący i zjeść krakersa. To może pomóc. Przy obiedzie masz pić eliksir witaminowy, ponieważ powinien być brany podczas jedzenia. Nawet jeśli zjesz tylko parę krakersów. I proszę, pij dużo soku z dyni lub pomarańczy, one są bogate w kwas foliowy. A teraz wejdź na wagę, zobaczymy ile ważysz.
Hermiona posłusznie podeszła do masywnej wagi.
- Hmm, straciłaś półtora kilo, ale w związku z twoimi wymiotami, spodziewałam się tego. Kiedy czujesz się najlepiej?
- Wieczorem.
- Więc spróbuj zjeść jeden solidny posiłek wieczorem. Możesz brać eliksir łagodzący rano i wieczorem, ale nie więcej. Po za tym wszystko wydaje się być w porządku.
- Dziękujemy, Poppy - podziękował Snape. – Kiedy następna wizyta?
- Za miesiąc. Teraz wystarczą comiesięczne wizyty.
- W porządku. Do zobaczenia za miesiąc. Miłego dnia Poppy.
- Miłego dnia.
Jak tylko dotarli do swoich kwater, Hermiona stwierdziła, że pójdzie się położyć. Była strasznie zmęczona. Snape chętnie przytaknął i powiedział, że obudzi ją na obiad. Po chwili wyszedł, aby rozpocząć lekcje, a Hermiona wślizgnęła się do jego sypialni i położyła na łóżku. Chciała być jak najbliżej Severusa. I tak nie będę już spać jak wróci. Zasypiając, przypominała sobie jego, wygłaszaną jedwabistym głosem, przemowę do pierwszorocznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz